Mój sześcioletni synek, dzięki reformie edukacyjnej, rozpoczął dziś naukę w pierwszej klasie. W zeszłym tygodniu zadzwoniła do mnie moja siostra i oświadczyła, że wpadną dziś do niego z Kubą, żeby dać mu tytę. Kuba to chłopak mojej siostry. Pochodzi ze Śląska. Ale czym, u licha, jest tyta? Dziś się okazało, że to po prostu torba ze słodyczami. Śląska tradycja każe obdarować dzieci, które idą do pierwszej klasy (podstawówki, gimnazjum i szkoły średniej) słodyczami opakowanymi w rożek (tytę nazywa się niekiedy także rogiem obfitości). Skąd się wzięła? Prawdopodobnie z Niemiec. Samo słowo tyta pochodzi od niemieckiego tüte oznaczającego torbę. W Niemczech już od początku XIX w. dzieci rozpoczynające naukę w szkole były obdarowywane słodyczami, być może po to by osłodzić im koniec nie tylko wakacji, ale i dzieciństwa. Na Śląsku gotowe tyty (ze słodyczami lub same rożki) można kupić w niemal każdym supermarkecie. W Warszawie, gdzie ten zwyczaj jest praktycznie nieznany, zakup nawet samego rożka graniczy z cudem. Moja siostra i jej chłopak zrobili go sami. Jestem przeciwnikiem dawania dzieciom słodyczy jako prezentów, bo i tak jedzą ich za dużo, ale cóż - tradycja rzecz święta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz