piątek, 16 sierpnia 2013

Kuchnia siedmiogrodzka

W tym roku w drodze na bułgarskie wybrzeże postanowiliśmy zatrzymać się na kilka dni w rumuńskim Siedmiogrodzie (Transylwanii). To dość specyficzny region Rumunii, gdzie na przestrzeni stuleci żyły obok siebie trzy narody: Rumuni, Węgrzy oraz Niemcy (Sasi). Wpływy wszystkich tych nacji po dzień dzisiejszy widać w kuchni siedmiogrodzkiej. Przeważa oczywiście kuchnia rumuńska, ale gdy w restauracji zamówi się coś w rodzaju półmiska dań transylwańskich, obok charakterystycznych dla całego kraju potraw jak mamałyga czy sarmale (gołąbki w liściach kiszonej kapusty lub - rzadziej - winogron) dostaniemy także gulasz.

Półmisek transylwańskich specjałów m.in. sarmale, mamałyga, gulasz, duszona papryka z cebulą, kiełbaski mici
Rumuńskie zupy są raczej gęste i zawiesiste, niestety ich wybór jest niezbyt duży. Najbardziej charakterystyczna jest ciorba de burta (dosłownie "zupa z brzucha"), czyli rodzaj flaczków, ale podawanych w odmienny niż w Polsce sposób: z kwaśną śmietaną oraz ostrą papryką, która najczęściej podawana jest oddzielnie, do zagryzania, ale może także być ugotowana wraz z zupą. Bardzo popularna jest także ciorba de fasole - zupa fasolowa będąca naleciałością węgierską. Na uwagę zasługują także ciorba taraneasca, czyli gęsta, jarzynowa zupa pasterska oraz ciorba de perisoare - rodzaj rzadszej zupy jarzynowej serwowanej z klopsikami.

Ciorba de burta
Ciorba de burta
Ciorba de fasole
Ciorba de perisoare
Najpopularniejszym jednak rumuńskim daniem jest mamałyga. W języku polskim słowo to nie ma zbyt pozytywnego oddzwięku i kojarzy się raczej z jakąś breją, natomiast w restauracjach zamawiamy raczej polentę, a przecież to właściwie to samo - gotowana kaszka kukurydziana. Popularność tego dania w Rumunii wcale mnie nie dziwi, ponieważ gdy przemierza się ten kraj wokół widać pola kukurydzy. Mamałyga może być podawana dwojako: jako dodatek do dań (zamiast ziemniaków czy frytek) lub jako samodzielne danie: z serem i śmietaną. Ta druga wersja bardzo mi smakowała, ponieważ śmietana, krórą polana była mamałyga smakowała prawdziwą wiejską śmietaną, a nie przetworzonym produktem mlecznym z dodatkami zagęstników. W Siedmiogrodzie można spotkać jeszcze jedną wersję mamałygi zwaną taci si-nghite (dosłownie: "zamknij się i połknij"). To rodzaj mamałygowej zapiekanki z warstwami jajek, masła i sera, niekiedy także z boczkiem.

Mamałyga z serem i śmietaną
Taci si-nghite
Moim chłopcom najbardziej natomiast do gustu przypadły mici - niewielkie kiełbaski przygotowywane z trzech rodzajów mielonego mięsa: wołowiny, wieprzowiny i baraniny z dodatkiem ziół oraz wspomniane już sarmale. Ja próbowałam także kiełbasek o nazwie carnaciori oltenesti podawanych na czymś w rodzaju fasolki po bretońsku. Danie to pochodzi z Wołoszczyzny, ale można je znaleźć także w menu siermiogrodzkich restauracji.

Mici
Sarmale z mamałygą
Carnaciori oltenesti
W ulicznych budkach można spotkać langosze - placki z serem rodem z Węgier oraz coś w rodzaju węgierskich "sękaczy" o nazwie kürtős kalács z ciasta przypominającego naleśnikowe.

 Kürtős kalács
Ciekawostką był dla mnie duży wybór rumuńskich piw, bowiem kraj ten bardziej kojarzy mi się z winem. Tu jednak podejrzewam wpływy saskie...
W Siedmiogrodzie spędziłam zaledwie pięć dni, dlatego moja kulinarna relacja nie odzwierciedla bogactwa kuchni tego regionu. Chciałam w pierwszej kolejności spróbować dań najbardziej typowych. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odwiedzę ten bardzo ciekawy kraj i wówczas będę mogła szerzej opowiedzieć o kuchni rumuńskiej.  

sobota, 3 sierpnia 2013

Panierowany camembert z sosem z duszonej borówki amerykańskiej

Przez cały lipiec właściwie nic nie gotowałam. Dziecieki pomieszkiwały u dziadków, a mój mąż stołował się w rozmaitych lokalach gastronomicznych. Dziś nasze życie wróciło do normy, a ja miałam nie lada problem, co zrobić na obiad. Zaraz przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z koleżankami z pracy na temat przetworów z borówki amerykańskiej. Tak się złożyło, że rodzice przywieźli nam cały słoik borówek z własnej uprawy na działce. Postanowiłam je wykorzystać. Maluchy dostały żeberka cielęce z warzywami w sosie sojowym, a ja i mąż zjedliśmy sałatkę grecką oraz panierowany ser camembert z czerwoną cebulą oraz sosem z duszonych borówek według mojego autorskiego przepisu.

Składniki dla 2 osób:

2 sery camembert
1 jajko
bułka tarta
1/2 czerwonej cebuli
duża garść borówki amerykańskiej
masło do smażenia
szczypta cząbru lub przyprawy czubrica (pod tą nazwą może kryć się sam cząber lub mieszanka cząbru z solą i sproszkowaną papryką)

Cebulę obrać i pokroić w plasterki, następnie usmażyć na maśle z dodatkiem cząbru. Borówki podlać odrobiną wody i udusić aż będą miękkie (można dodać cukier, ja jednak wolę kwaśniejsze). Sery opanierować w jajku i bułce tartej. Aby ser nie rozlał się na patelni najlepiej zrobić podwójną panierkę. Ser smażyć na maśle do momentu aż będzie całkiem miękki, a panierka będzie mieć złoty kolor (ok. 2-3 min. z każdej strony). Przełożyć ser na talerz, na wierzchu położyć cebulę i wszysko polać sosem z borówek.