środa, 31 grudnia 2014

Sałatka meksykańska

Odkąd mam małe dzieci, rzadko spędzamy Sylwestra poza domem. Częściej to do nas wpadają goście. Z doświadczenia wiem, że w czasie spotkań w kręgu przyjaciół czy znajomych, zwłaszcza tanecznych, najlepiej sprawdzają się proste przekąski, szczególnie sałatki. Im łatwiejsze do wykonania, tym lepsze, dlatego na dzisiejszy wieczór i noc proponuję sałatkę, na którą przepis przywiozłam kilka lat temu od kuzynki z drugiego końca Polski. Może nie jest najzdrowsza, bo praktycznie z samych półproduktów, ale robi się ją błyskawicznie, a składniki dostępne są w niemal każdym sklepie. Będzie idealna także w czasie karnawału.

Składniki:

1 puszka czerwonej fasoli
1 puszka kukurydzy
1 słoiczek cebulki marynowanej
3 duże ugotowane marchewki
5 ogórków konserwowych
1 por
2 łyżki majonezu
sól
pieprz

Fasolę odcedzić, opłukać i odstawić, by dobrze odciekła. Kukurydzę i cebulki dokładnie odcedzić. Ważne jest, aby wszystkie składniki, które mają zalewy były dobrze odcedzone, by sałatka potem nie była zbyt wilgotna. Marchewki, ogórki i pora pokroić na plasterki. Połączyć wszystkie składniki, doprawić do smaku solą i pieprzem, dodać majonez i wszystko dokładnie wymieszać.



Szampańskiej zabawy sylwestrowej i szczęśliwego Nowego Roku!

sobota, 27 grudnia 2014

Sałatka z pikantnym kurczakiem i sosem miodowo-musztardowym

W czasie tegorocznych Świąt byłam tylko gościem, więc nie zostały mi żadne resztki do dojadania przez kolejne dni. Na szczęście, bo i tak czuję się ciężka i przejedzona. Postanowiłam więc przygotować dziś coś lżejszego. Od razu przyszła mi na myśl sałatka, ale pierwotnie miała to być sałatka z kurczakiem marynowanym w harissie z przepisu Roberta Makłowicza z jednego z odcinków poświęconych... Holandii. Gdy jednak zajrzałam do puszki z harissą, która od jakiegoś czasu stała już otwarta w lodówce, okazało się, że nadaje się jedynie do śmietnika. W lodówce znalazłam natomiast kawałek korzenia imbiru i kilka papryczek chili, postanowiłam więc nie rezygnować z pikantnej wersji kurczaka do sałatki. Wykorzystałam także marynowaną dynię, bowiem dynia doskonale komponuje się z imbirem. Sałatka jest idealna jako dietetyczny posiłek po świątecznym obżarstwie. Dodatkowo kapsaicyna zawarta w papryczkach chili ma działanie przyspieszające przemianę materii.

Składniki na 2 porcje:

1 pierś z kurczaka
mix sałat
100 g dyni marynowanej
12 pomidorków koktajlowych

Marynata do kurczaka:

kawałek korzenia imbiru o długości ok. 2 cm
2 papryczki chili
3 łyżki oliwy (użyłam oliwy przywiezionej z tegorocznych wakacji na Thassos)
1 łyżeczka miodu (użyłam miodu piniowego, również z Thassos)
sól

Sos:

2 łyżki oliwy
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka ostrej musztardy
sól
pieprz

Kurczaka umyć, osuszyć i pokroić na kawałki. Imbir obrać i drobno posiekać. Papryczki umyć, oczyścić z gniazd nasiennych i również drobno posiekać. Oliwę wymieszać z miodem, dodać imbir i papryczkę oraz sól do smaku. Mięso zalać marynatą i odstawić do lodówki na co najmniej 1 godz. Następnie usmażyć na patelni wraz z marynatą.

Sałatę opłukać i poczekać aż wyschnie. Pomidorki umyć i przekroić na połówki. Dynię odsączyć z zalewy.

Przygotować sos: sok z cytryny wymieszać z musztardą i miodem, następnie dodać oliwę oraz sól i pieprz do smaku i całość wymieszać tak, by sos miał jednolitą konsystencję.

Na talerzu ułożyć sałatę, na niej pomidorki i kawałki dyni. Całość zalać sosem. Na wierzchu ułożyć ciepłe kawałki kurczaka i od razu podawać.







niedziela, 21 grudnia 2014

Wokół świątecznego stołu: marynowany śledź Leifa Mannerströma (glasmästarsill)

Gdy w ubiegłym roku zamówiłam sobie w zagranicznej księgarni książkę Leifa Mannerströma pt. "Śledź" ("Herring", wyd. Bokforlaget Arena, 2005), wiele osób uznało, że chyba jestem niespełna rozumu. No bo po co sprowadzać z zagranicy publikację, gdzie są tylko przepisy na potrawy ze śledzi! Dziś nie wyobrażam sobie swojej kuchni bez tej książki. A tym bardziej nie wyobrażam sobie Wigilii bez śledzia. Postanowiałam zatem sięgnąć po kolejny przepis szwedzkiego Szefa Kuchni - tym razem na jedną z jego marynat (w książce jest ich oczywiście kilka). Ta nosi nazwę glasmästarsill (w anglojęzycznym wydaniu, którym się posługuję to glassblower's herring, czyli w wolnym tłumaczeniu śledź dmuchacza szkła) i jest to jedna z tardycyjnych potraw szwedzkich, która według opisu zawartego w książce pojawia się na nordyckich stołach od niepamiętnych, ciężkich czasów, kiedy śledź i śledź bałtycki (to nie pomyłka, Leif Mannerström rozgranicza te dwa gatunki) były potrawą biedoty, a nie jak dziś - luksusem. Potrawa wyewoluowała prawdopodobnie z tradycji jedzenia solonych suszonych śledzi, czyli ze śledzi, które były po prostu solone i suszone, a nie namaczane w wodzie (solance).

Składniki:

2 solone śledzie
2 czerwone cebule
1 marchewka
2-3 cm korzenia chrzanu
12 ziaren białego pieprzu
12 ziaren ziela angielskiego
2-3 liście laurowe
6 goździków
1 łyżeczka ziaren żółtej gorczycy

Marynata:

100 ml octu (12%)
150 ml cukru
200 ml wody
(przy użyciu powszechnego w Polsce octu 10%, należy wziąć 120 ml octu i 180 ml wody)

Do serwowania:

młode kartofle
chrupkie pieczywo
ser z ziołami

Śledzie umyć i oczyścić, zostawiając kręgosłup. Moczyć w wodzie przez 12 godzin, w międzyczasie jednokrotnie zmieniając wodę. W tym samym czasie wymieszać w rondlu składniki na marynatę i zagotować. Zdjąć z ognia, poczekać aż wystygnie, po czym schłodzić (w czasie, kiedy śledź się moczy). 

Śledzia osuszyć ręcznikiem papierowym. Pokroić go na proste kawałki o szerokości 2 cm. Cebulę obrać i pokroić w cienkie kliny (skośnie cięte ósemki). Marchewkę i chrzan obrać, umyć i pokroić na skos. Wkładać na przemian śledzia, cebulę, marchew i przyprawy do wysokiego słoja z pokrywką. Zalać całość zimną marynatą i umieścić w zimnym miejscu (najlepiej w lodówce). Śledź będzie gotowy do spożycia po 2 dniach, ale najlepiej smakuje po 5-6 dniach.

Według Leifa Mannerströma należy serwować go z młodymi, gotowanymi ziemniakami z koprem, chrupkim chlebem, serem z ziołami oraz z akwawitą i kuflem dobrego lagera.



wtorek, 16 grudnia 2014

Wokół świątecznego stołu: wigilijna zupa grzybowa

Gdybym kiedykolwiek robiła ranking najlepszych potraw, jakie jadłam, ta zupa byłaby w ścisłej czołówce! Do mojego menu wprowadziła się wraz z moim mężem, a właściwie z jego tatą, który gotuje ją co roku na Wigilię. To rodzinny przepis pamiętający jeszcze czasy prababci mojego męża, Zuzi. W mojej rodzinie, choć od zawsze zbierało się i suszyło grzyby, nie gotowało się takiej zupy. Mama zazwyczaj przygotowywała barszcz postny z dodatkiem kilku suszonych grzybów. Dziś większość grzybów mrozimy, ale zapas suszonych też zawsze musi być w szafce, głównie właśnie do tej zupy, którą je się tylko raz w roku i być może to jest jej sekret. Za tym smakiem tęsknię potem przez cały rok.

Składniki:

2 szklanki suszonych grzybów (mieszanych, najlepiej borowików i podgrzybków)
1 mały seler (lub ½ dużego)
3 pietruszki
2 marchewki
3-4 cebule
4 ziarenka ziela angielskiego
4 ziarenka czarnego pieprzu
1 liść laurowy
1 łyżka masła
sól 
pieprz

Grzby zlać wodą i pozostawić na noc do namoczenia. Włoszczyznę obrać, umyć, zalać ok. 3 l wody, dodać ziarenka pieprzu, ziele angielskie oraz liść laurowy i gotować na niewielkim płomieniu. Gdy warzywa nieco zmiękną, dodać 2 obrane cebule (w całości) i dalej gotować do momentu, aż wszystkie warzywa będą całkiem miękkie (ok. 15 min.). Warzywa wyjąć, a wywar przecedzić. 

W oddzielnym garnku ugotować do miękkości grzyby w wodzie, w której się moczyły (gdyby wody było za mało dolać niewielką ilość). Grzyby wyjąć i pokroić w paski. Wywar z grzybów przecedzić przez gazę, aby nie było w nim piasku i kawałków poszycia, które mogły znaleźć się w nim wraz z grzybami. Pokrojone grzyby oraz przecedzony wywar dodać do wywaru warzywnego.

1-2 pozostałe cebule obrać i pokroić w drobną kostkę, następnie zeszklić na maśle. Dodać cebulę do zupy, doprawić do smaku solą i pieprzem i całość zagotować.

Zupę można podawać z łazankami, ale najlepsza jest sama, w filiżance, z dużą ilością grzybów.



piątek, 12 grudnia 2014

Wokół świątecznego stołu: karp w galarecie

Nie przepadam za karpiem, jednak nie wyobrażam sobie, żeby mogło go zabraknąć w czasie wigilijnej wieczerzy. Sporo moich znajomych kupuje na Wigilię łososia, który często w okresie przeświątecznym dostępny jest w promocyjnych cenach. Jednak to właśnie karp jest głęboko zakorzeniony w polskiej tradycji kulinarnej. Na ziemiach polskich hodowany był już w XIII w. - początkowo w zbiornikach przy młynach wodnych, a od XVI w. już w specjalnie zakładanych stawach rybnych*. Od stuleci gości też na wigilijnych stołach. W czasie wigilijnej wieczerzy w mojej rodzinie podawany jest karp smażony oraz karp w galarecie. Zdecydowanie wolę wersję w galarecie. Jest to też chyba ulubione świąteczne danie mojego teścia, który nauczył mnie przygotowywać je zgodnie z rodzinną recepturą.

Składniki:

1 karp
3 pietruszki
1 marchewka
½ selera
2 cebule
kilka ziaren pieprzu
sól
50 g żelatyny

Rybę oskrobać, oprawić i pokroić na dzwonka o szerokości ok. 3 cm, następnie każde przekroić na pół. Warzywa umyć i obrać, po czym włożyć do garnka wraz z łbem i ogonem z ryby, dodać ziarenka pieprzu i sól do smaku, zalać wodą (tak, by przykryła warzywa i rybę) i gotować. Gdy warzywa i ryba zmiękną, wyjąć je, a wywar przecedzić przez sitko z gazą i przelać do niskiego szerokiego garnka. Do lekko gotującego się wywaru wkładać wcześniej pokrojone czyste dzwonka karpia. Gotować powoli ok. 10 min. Po ugotowaniu rybę ułożyć na półmisku skórą do góry. Pomiędzy kawałki ryby można włożyć plasterki ugotowanej marchewki oraz połówki jajka na twardo. W szklance gorącego wywaru dokładnie rozpuścić 50 g żelatyny, dodać do pozostałego wywaru i całość dokładnie wymieszać. Przygotowanym wywarem zalać rybę na półmisku i odstawić do zastygnięcia galarety.


*Informacja za: M. Łebkowski "Najlepsze przepisy kuchni polskiej" (wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2002)

wtorek, 9 grudnia 2014

Węgierska zapiekanka ziemniaczana z jajkami i kiełbasą

Danie to po węgiersku nazywa się rakott krumpli, a przepis - jak większość receptur kuchni węgierskiej, których używam - pochodzi z książki "Na węgierskim stole" autorstwa Kláry Molnár i Tadeusza Olszańskiego (wyd. Studio Emka, Warszawa 2003). Idealnie nadaje się na szybki obiad lub poczęstunek, gdy do drzwi zapukają niespodziewani goście. Większość składników np. ziemniaki, jajka, masło, kiełbasę czy żółty ser prawie każdy zazwyczaj ma w domu. Przynajmniej ja je mam zawsze. Problemem może być śmietana w ilość potrzebnej do przygotowania zapiekanki, ale kupić ją przecież można w każdym osiedlowym sklepie, co zajmuje zwykle kilka minut.

Składniki:

1 kg ziemniaków
4 jajka
40 dag kiełbasy (najlepiej pikantnej)
5 dag masła do smarowania formy
2 szklanki śmietany
2 łyżki startego żółtego sera
2 łyżki bułki tartej
¼ kostki smalcu lub masła
sól
pieprz

Ziemniaki ugotować w mundurkach, następnie obrać i pokroić na plasterki. Jajka ugotować na twardo, obrać ze skorupek i również pokroić na plasterki. W wysmarowanym masłem naczyniu żaroodpornym ułożyć warstwami ziemniaki, jajka i kiełbasę posypując nieznacznie żółtym serem i polewając obficie śmietaną. Między warstwy wkładać plasterki smalcu lub masła i równomiernie solić. Ostatnią, górną warstwę, powinny stanowić ziemniaki posypane resztą sera, skropione tłuszczem i oprószone bułką tartą. Piec w piekarniku w temperaturze 200° C, najpierw ok. 20 min. pod przykryciem z folii aluminiowej, a potem już bez folii, aby wierzchnia warstwa przyrumieniła się na chrupiąco.

Kilka moich uwag: 4 jajka to moim zdaniem za mało. Zużyłam 6. Podobnie z żółtym serem. Optymalna ilość to 250 g. Wówczas nie trzeba już pomiędzy warstwy wkładać plasterków tłuszczu.




czwartek, 4 grudnia 2014

Wokół świątecznego stołu: moczka śląska

Grudzień... Czas pomyśleć o menu na tegoroczną Wigilię. Dziś Barbórka, święto górników, więc proponuję moczkę, czyli śląski przysmak wigilijny. Można ją przyrządzać dwojako - jako rodzaj zupy na wywarze z głowy karpia i włoszczyzny, z dodatkiem piernika i bakalii lub jako deser, wyłącznie na słodko. W śląskiej rodzinie chłopaka mojej siostry moczkę je się właśnie jako deser, a do wykonania używa się specjalnego piernika śląskiego, który pieczony jest tylko w okresie świątecznym. Nie mam pojęcia, czym różni się od zwykłego piernika, bowiem w Warszawie jest niedostępny, a Kubie nie udało się przywieźć mi go w zeszłym roku. Przywiózł mi za to przepis na moczkę od swojej mamy oraz słoik kompotu agrestowego będącego jednym z jej składników. Mam jeszcze kilka innych przepisów na tę potrawę m.in. autorstwa Hanny Szymanderskiej (wersja z głową karpia, ale za to ze zwykłym piernikiem) oraz z jakiejś gazety, gdzie występują pierniczki katarzynki. Bez skrupułów użyłam zatem zwykłego piernika. Moczki nie da się porównać do żadnej innej potrawy (no, może ciut do kompotu z suszonych owoców) i nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Fanką moczki nie zostanę, ale też nie mogę powiedzieć, że mi nie smakowała. Raz w roku z przyjemnością będę ją jadła.

Składniki:

1 piernik (najlepiej śląski) - ok. 60 dag
1 l kompotu z agrestu
1-2 kwaśne jabłka
20 dag suszonych śliwek
20 dag bakalii (rodzynki, mogdały, orzechy włoskie, suszone figi, suszone morele, kandyzowana skórka pomarańczowa itp.)
2 cieme piwa 
1/2 tabliczki gorzkiej czekolady
1/2 kostki masła
cukier
szczypta soli
1 cytryna

Piernik rozdrobnić i zalać piwem. Gdy zmięknie, dokładnie go rozgnieść - tak, by nie było grudek. Jabłka umyć, obrać i pokroić, dodać śliwki, zalać wodą, dodać cukier do smaku i ugotować kompot (jabłka powinny się rozgotować). Pod koniec gotowania wlać kompot z agrestu. Gdy się zagotuje dodać namoczony piernik i dalej gotować uważając, żeby się nie przypalił, następnie dodać bakalie (figi i morele pokroić na mniejsze kawałki), szczyptę soli, masło i czekoladę. Zagotować. Zakwasić sokiem z cytryny, gdyby deser był za mało kwaśny.

Moczka powinna być kwaskowa i mieć konsystencję papki. Można ją jeść na ciepło lub na zimno.


niedziela, 30 listopada 2014

Kurczak po berberyjsku z podróży Roberta Makłowicza do Tunezji

Ciocia przywiozła mi z wrześniowych wakacji w Tunezji niewielką puszkę ostrej pasty o nazwie harissa. Bardzo ją lubię i używam do wielu potraw. W Polsce nie ma większych problemów z jej kupnem, ale skoro przyjechała ze swojej ojczyzny, postanowiłam wykorzystać ją do jakiegoś tunezyjskiego dania. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to kurczak po berberyjsku, którego Robert Makłowicz przygotowywał na Saharze w jednym z odcinków poświęconych Tunezji. To był chyba pierwszy odcinek programu "Makłowicz w podróży", jaki obejrzałam, a kurczak po berberyjsku od razu trafił na listę przepisów z tego programu, które chciałabym wypróbować. I choć danie przez długi czas było na szczycie tej listy, dopiero teraz zdecydowałm się je przygotować, dostosowując jednak recepturę do warunków domowych.

Składniki:

1 cały kurczak
2 łyżki pasty harissa
3-4 łyżki oliwy
1-2 łyżeczki mielonej słodkiej papryki
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka mielonego kminu rzymskiego
½ kg patatów (lub ziemniaków)
1 rzepa
1 ostra zielona papryka
kilka pomidorów koktajlowych
100 ml wody
1 pęczek natki pietruszki
sól 

Kurczaka podzielić na części, natrzeć pastą harissa i odstawić na co najmniej godzinę do lodówki. Na patelni rozgrzać oliwę, a gdy będzie bardzo gorąca obsmażyć na niej kawałki kurczaka z każdej strony. Gdy mięso się zrumieni podlać wodą i dodać słodką paprykę, kolendrę i kmin. Pataty, rzepę i paprykę pokroić w słupki i dołożyć na patelnię. Całość dusić ok. 20 min. Na końcu dodać połówki pomidorków i posiekaną pietruszkę. Doprawić do smaku solą.

Niestety cały kurczak rzadko kiedy mieści się na patelni, dlatego ja upiekłam go w piekarniku wraz z warzywami i przyprawami.


Do gustu przypadł mi jeszcze jeden przepis Roberta Makłowicza wykorzystujący harissę, który w dodatku wcale nie pochodzi z Tunezji. Ale o tym innym razem...

niedziela, 23 listopada 2014

Dyniowe kopytka

Inspiracją do założenia przeze mnie bloga kulinarnego był blog cheesy mash. Prowadzi go moja koleżanka z dzieciństwa, która jako dziecko wyemigrowała z rodzicami do Wielkiej Brytanii. Czytam go od niemal początku i często sięgam po inspiracje, bowiem Zuza proponuje kuchnię zdrową i ciekawie łączy smaki (moje ulubione zestawienie podpatrzone u Zuzy to cydr i owoce morza). Tym razem postanowiłam wykorzystać jeden z jej jesiennych przepisów - na dyniowe kopytka. Została mi jeszcze jedna dynia od taty mojej przyjaciółki. Już chyba dwa miesiące leży w mojej kuchni. Na szczęście dynię, dopóki jest w całości można dość długo przechowywać. Dopiero po rozkrojeniu trzeba ją szybko całą zużyć zanim się zepsuje. W sklepach z warzywami też jeszcze widziałam dynię. To ostatni moment, by przygotować coś z tego jesiennego warzywa, bowiem sezon na nie powoli się kończy, zaś do drzwi nieubłaganie puka zima. 

Składniki:

½ niedużej dyni
oliwa z oliwek
40 dag mąki
1 jajko
4 łyżki cukru pudru
10 dag zgniecionych orzechów włoskich (zgniotłam je w moździeżu)
2 łyżeczki cynamonu
szczypta soli
brązowy cukier (trzcinowy)
masło

Dynię oczyścić z pestek, włożyć do brytfanny, wlać trochę oliwy z oliwek i piec w bardzo gorącym piekarniku do momentu, aż miąższ będzie można oddzielić łyżką od skóry (ok. 40 min.). Ostudzić, zgnieść na purée, następnie do masy dyniowej dodać mąkę, jajko, połowę cynamonu, cukier puder i szczyptę soli, po czym zagnieść ciasto. Na końcu dodać orzechy, dobrze wyrobić ciasto (jeśli będzie zbyt wilgotne dodać więcej mąki), uformować cienki walec i pokroić po przekątnej - tak jak zazwyczaj kroi się kopytka. Wkładać do wrzącej osolonej wody. Gdy wypłyną na powierzchnię gotować jeszcze minutę. Odcedzić.

Na patelni rozpuścić masło i dodać do niego resztę cynamonu. Kopytka przed podaniem polać masłem z cynamonem i posypać brązowym cukrem.



Przepis publikuję za zgodą Zuzy.

wtorek, 18 listopada 2014

Barszcz czerwony z krokietem

Gdy nadchodzą jesienne słoty, a potem zima, zaczynam częściej gotować zupy. Nic tak nie rozgrzewa w chłodne popołudnie jak gorąca zupa! Numerem jeden od wielu lat jest u mnie barszcz czerwony - najchętniej z krokietem, ale lubię także z uszkami oraz barszcz ukraiński. Z dzieciństwa pamiętam barszcz mojej babci Adzi, który miał tak grubą warstwę tłuszczu, że wcale nie stygł! Babcia robiła też najlepsze krokiety na świecie. Barszcz to jedyne polskie danie, za którym tęsknię w czasie wakacyjnych wyjazdów. Do tego stopnia, że gdy wracamy z południa Europy i po przekroczeniu polskiej granicy szukamy restauracji, by zatrzymać się na obiad, to zamawiamy zazwyczaj... trzy barszcze i żurek. Barszcze dla mnie i dzieciaków, żurek dla męża.
W domu barszcz gotujemy w dni powszednie i od święta. Muszę się jednak do czegoś przyznać. Nie umiem smażyć naleśników! Serio. Krokiety zawsze robi mój mąż. Smakują tak jak babcine!

Barszcz:

ok. 1 kg mięsa wołowego na rosół (szponder, łata, pręga)
2 marchewki
2 pietruszki
1 mały seler (lub ½ dużego)
1 por
4 ziarenka ziela angielskiego
4 ziarenka czarnego pieprzu
1 liść laurowy
4 buraki
½ l zakwasu na barszcz
sól
pieprz
majeranek

Mięso i obraną włoszczyznę zalać 1,5-2 l zimnej wody (tak, by woda przykryła mięso). Gotować początkowo na dużym ogniu, a gdy zacznie wrzeć, zmniejszyć płomień i dalej powoli gotować. W międzyczasie zebrać szumowiny i dodać przyprawy. Gdy warzywa zmiękną, wyjąć je. Buraki obrać i pokroić w wąskie paski. Dodać do zupy. Gdy mięso będzie miękkie, wyjąć je, zaś do zupy dodać przygotowany kilka dni wcześniej zakwas na barszcz. Doprawić do smaku solą, pieprzem i majerankiem.

Krokiety - ciasto:

2 szklanki mąki
2 szklanki mleka
2 jaja
szczypta soli
przegotowana woda
słonina do smażenia

Mąkę połączyć z mlekiem, wbić jajka, dodać sól i wszystko wymieszać. Powoli dolewać niewielką ilość ostudzonej przegotowanej wody i mieszać do momentu aż powstanie gładka masa. Patelnię mocno rozgrzać, nasmarować słoniną i wylewać na nią taką ilość masy, by tylko przykryła dno patelni. Gdy naleśnik dobrze wysmaży się z jednej strony, przewrócić na drugą i usmażyć. Z podanej ilości powinno wyjść 12-15 naleśników.

Krokiety - farsz:

ok. 1 kg mięsa, na którym gotowała się zupa
1 duża cebula
2 jaja
1-2 szklanki bulionu wołowego
1 łyżka masła do zeszklenia cebuli
sól
pieprz
gałka muszkatołowa

Dodatkowo potrzebne będą 2 jajka i bułka tarta do opanierowania krokietów oraz 2 łyżki masła do ich usmażenia.

Mięso zmielić. Cebulę obrać i drobno posiekać, następnie zeszklić na maśle. Dodać cebulę do mięsa, doprawić solą, pieprzem i gałką oraz wbić całe jajka. Wszystko razem dobrze wymieszać stopniowo dodając bulion - tak, aby powstała gładka, kleista masa, z której można formować kulki (musi być wilgotna, aby po usmażeniu mięso nie było zbyt twarde). W każdy naleśnik (mniej wysmażoną stroną ciasta na zewnątrz) zawinąć łyżkę farszu, następnie obtoczyć w rozmąconym jajku i w bułce tartej. Smażyć na maśle na bardzo wolnym ogniu, powoli ze wszystkich stron, aż skórka będzie mocno przyrumieniona i chrupiąca.


wtorek, 11 listopada 2014

Gęsie żołądki duszone z burakami

W gęsich żołądkach zakochałam się dwa lata temu, gdy w listopadzie odwiedziłam Kazimierz Dolny i w Święto Niepodległości zapragnęłam zjeść gęsinę, aby uczynić zadość tradycji i w poczuciu patriotycznego obowiązku. Okazało się wówczas, że potrawy z gęsi serwują tylko dwie restauracje w mieście. W Knajpie u Fryzjera serwującej kuchnię żydowską znalazłam wówczas duszone gęsie żołądki. Danie było fenomenalne. Według opisu w karcie żołądki miały być duszone z cebulą i pikantną papryczką, ale dam sobie uciąć rękę, że czułam także buraki i czosnek. Krótko po moim powrocie z Kazimierza Knajpa się spaliła. Dziś wróciłam z kolejnego listopadowego wypadu do Kazimierza. Ze zjedzeniem gęsiny nie było w tym roku żadnego problemu! W menu sezonowym miała ją większość restauracji. Do wyboru w różnych miejscach były pieczone gęsie udka, duszona pierś czy pierogi z gęsiną. Na miejscu starej Knajpy u Fryzjera jest obecnie... Restauracja u Fryzjera, również serwująca kuchnię żydowską. W karcie oczywiście sztandarowe danie tej kuchni, czyli gęsi pipek (faszerowane gęsie szyje - pycha!), a także gęsia wątróbka czy pieczone gęsie udko w kapuście. Nie znalazłam jednak moich wytęsknionych gęsich żołądków. Postanowiłam więc odtworzyć smak tamtych, które pamiętam z 2012 r., jednak z dodatkim buraczków, których w oryginalnym przepisie nie było.

Składniki na 4 porcje:

60 dag gęsich żołądków
4-5 buraków
1 cebula
4-6 ząbków czosnku
sól
pieprz
2 łyżki śmietany
1 łyżka masła

Żoładki dokładnie oczyścić i pokroić na plasterki. Na patelni rozpuścić masło i podsmażyć na nim żołądki. Cebulę i czosnek obrać i drobno posiekać. Dodać do podrobów. Buraki obrać, umyć i pokroić na plasterki. Dolożyć do żołądków, podlać wodą, zmniejszyć temperaturę i dusić pod przykryciem do momentu aż mięso i buraki będą miękkie podlewając wodą w razie potrzeby. Na końcu doprawić do smaku solą, pieprzem i śmietaną.

Podawać z dowolnym rodzajem kaszy. W Kazimierzu była to kasza gryczana, u mnie - jaglana.


wtorek, 28 października 2014

Risotto z małżami

Zostanę jeszcze chwilę w temacie owoców morza, a to za sprawą kilograma małży zakupionych w promocyjnej cenie. Pierwotnie miałam je przygotować tak jak najbardziej lubię - z czosnkiem, natką pietruszki i sokiem z cytryny, jednak małże były niewielkich rozmiarów i uznałam, że bardziej nadają się na składnik jakiegoś dania. Zainspirowała mnie kuchnia grecka. W czasie moich tegorocznych wakacji na wyspie Thassos podpatrzyłam, że Grecy jedzą sporo makaronu i ryżu w połączeniu z owocami morza - głównie ośmiornicą i krewetkami, ale także z małżami. Zdecydowałam się na ryż. W Grecji potrawy z ryżem robione na wzór risotto nazywa się raczej, podobnie jak w Turcji, pilawem (pilafi), jednak pilaw kojarzy mi się bardziej z daniem z baraniną niż z owocami morza, dlatego zostanę przy nazwie risotto.

Składniki:

1 kg małży
ok. 250 g ryżu
1 l bulionu warzywnego
4-5 pomidorów
1 cebula
4-6 ząbków czosnku
sól
pieprz
oliwa do smażenia
1 pęczek natki pietruszki

Na patelni rozgrzać oliwę i wrzucić do niej pokrojony na plasterki czosnek oraz pokrojoną w kostkę cebulę. Chwilę smażyć, a gdy warzywa zmiękną, dodać pomidory obrane ze skórki, następnie dołożyć ryż i podlać połową bulionu. Gotować na dużym ogniu kilka minut, aż ryż wchłonie bulion, następnie podlewać sukcesywnie bulionem w miarę wchłaniania go przez ryż. Gdy ryż zmięknie dołożyć wymyte dokładnie małże i gotować wszystko razem jeszcze ok. 4 min. do momentu, aż małże całkiem się otworzą. Usunąć małże, które się nie otworzyły. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Przed podaniem posypać posiekaną natką pietruszki.

wtorek, 21 października 2014

Langustynki w cydrze z chili i natką kolendry

Mój sześcioletni synek zobaczył w sklepie langustynki i zawołał: "Tato, kup mi te krewetki ze szczypcami!". To częsta pomyłka, bo choć langustynki (inna nazwa tego skorupiaka to homarzec) faktycznie przypominają nieco krewetki tygrysie, to jednak gatunkowo należą do rodziny homarów. Ja osobiście wolę krewetki ze względów praktycznych - mają więcej mięsa i łatwiej się je obiera. Mięso langustynek jest bardziej białe, trochę podobne do rakowego, ale przyrządzać je można podobnie jak krewetki. Zdecydowałam się udusić langustynki z cydrze. Do krewetek używam zazwyczaj białego wina, jednak u mojej koleżanki, która na stałe mieszka w Wielkiej Brytanii podpatrzyłam, że używa cydru do owoców morza. Dodałam jeszcze czosnek i papryczkę chili, które doskonale pasują do właściwie wszystkich owoców morza. Zazwyczaj doprawiam tego typu dania natką pietruszki, ale tym razem wykorzystałam natkę kolendry. Wyszło fantastycznie. Cydr był półsłodki i cukier nieco się skarmelizował nadając całemu daniu trochę miodowy smak, ale czuć było także pikantną papryczkę i aromatyczną kolendrę.

Składniki:

1 kg langustynek
200 ml cydru
2-3 papryczki chili
5-6 ząbków czosnku
1 pęczek natki kolendry
1 łyżka masła
sól
pieprz

Skorupiaki dokładnie oczyścić. Czosnek obrać i pokroić na plasterki. Papryczki umyć i usunąć z nich gniazda nasienne, następnie pokroić. Na patelni rozpuścić masło. Podsmażyć na nim czosnek i papryczki. Dodać langustynki, podlać cydrem i dusić ok. 5 min. pod przykryciem. Na końcu doprawić całość solą i pieprzem do smaku i posypać posiekaną natką kolendry. Zagotować.



Dzieciaki jadły oczywiście wersję bez papryczek chili.

poniedziałek, 20 października 2014

Leczo - węgierski klasyk w nieco spolszczonej wersji

W oryginalnym węgierskim leczo jedynymi warzywami są w zasadzie cebula, pomidory i papryka, najczęściej jasnozielona - gatunek niestety niedostępny w Polsce. Jada się je jako danie wegetariańskie lub z dodatkiem wędzonej słoniny, parówek, pikantnej paprykowanej kiełbasy albo innych gatunków mięs i wędlin. To jedno z moich ulubionych dań kuchni węgierskiej. Gdy latem tego roku odwiedziłam Budapeszt udało mi się spróbować leczo w dwóch wariantach: z kiełbasą oraz z grillowanymi gęsimi wątróbkami. Oba rodzaje smakowały wyśmienicie.

Budapeszt - leczo z pikantną kiełbasą
Budapeszt - leczo z grillowanymi gęsimi wątróbkami
W domu robię nieco spolszczoną wersję tej potrawy, bowiem oprócz cebuli, pomidorów i naszej polskiej, czerwonej papryki dodaję także cukinię i marchewkę, a dla podostrzenia smaku także niewielką papryczkę chili (ostatnio mam ich pod dostatkiem). Danie bardziej przypomina francuską ratatouille, jednak obecność kiełbasy lub parówek zbliża je właśnie do węgierskiego leczo.

Składniki:

1 średnia cukinia
4 marchewki
2 czerwone papryki
2 cebule
4 pomidory
1 mała papryczka chili
2-4 ząbki czosnku
oliwa z oliwek
sól
pieprz
150 g kiełbasy

Marchewkę oskrobać i pokroić w plasterki. Z papryki i papryczki chili usunąć gniazda nasienne i pokroić je w paski. Cebulę obrać i pokroić w plasterki, cukinię obrać i pokroić w kostkę. Na oliwie podsmażyć marchewkę, następnie dodać paprykę i papryczkę chili, podlać niewielką ilością wody i dusić. Następnie dodać cebulę. Gdy warzywa zmiękną dodać cukinię i dalej dusić podlewając od czasu do czasu wodą. W międzyczasie pokroić kiełbasę na plasterki i zrumienić ją na patelni, po czym dodać do leczo. Całość doprawić czosnkiem przeciśniętym przez praskę oraz do smaku solą i pieprzem. Na końcu dodać pomidory obrane ze skórki i pokrojone w kostkę. Całość zagotować.



Węgrzy podają leczo jako samodzielną potrawę, ja czasami, szczególnie wersję wegetariańską, serwuję z ryżem.

sobota, 18 października 2014

Zupa krem z dyni o korzennym aromacie

Dynia doskonale nadaje się na zupę. Za każdym razem można przyprawić ją inaczej i z jednej dyni można zrobić kilka rodzajów zup! W poprzednich latach robiłam już klarowną zupę dyniową (jak rosół, z kawałkami dyni i gotowanego mięsa) oraz pikantną, rozgrzewającą o konsystencji kremu, którą lubię chyba najbardziej. Tym razem postanowiłam przygotować wersję kremu "na słodko" z dodatkiem aromatycznych korzennych przypraw. Wyszła bardzo smacznie i o dziwo smakowała nawet mojemu mężowi, który nie jest specjalnym amatorem tego jesiennego warzywa.

Składniki:

1 kg dyni
2 marchewki
2 pietruszki
1 mały seler
1 por
4 ziarenka czarnego pieprzu
4 ziarenka ziela angielskiego
1 liść laurowy
1 laska cynamonu
kilka goździków
1 łyżeczka cukru z prawdziwą wanilią
płatki migdałów
śmietana

Włoszczyznę obrać, umyć i zalać ok. 1 l zimej wody. Dodać pieprz, ziele angielskie i liść laurowy i gotować do momentu, aż warzywa będą miękkie, następnie wyjąć pietruszki, selara i pora. Dynię obrać, umyć i pokroić na kawałki. Włożyć do wywaru wraz z cynamonem i goździkami i gotować do momentu aż dynia zacznie się rozpadać. Wówczas wyjąć wszystkie przyprawy, a resztę zmiksować (dynię wraz z marchewką i wywarem). Zupa powinna mieć gęstą, aksamitną konsystencję. Doprawić cukrem z wanilią i zagotować.

Podawać ze śmietaną i płatkami migdałowymi.




poniedziałek, 13 października 2014

Kasza jaglana z dynią i grzybami

Rozpoczął się sezon na dynię. W zeszłym tygodniu odebrałam od rodziców mojej przyjaciółki doroczny działkowy prezent. W tym roku była to nie tylko dorodna dynia, ale aż dwie dynie, olbrzymia cukinia i siatka różnych gatunków papryczek chili. Na pierwszy ogień pod nóż poszła jedna z dyń. Chciałam przygotować coś bardzo jesiennego. Pomyślałam o zestawieniu dyni z leśnymi grzybami. Październik to sezon na opieńki, ale podczas ubiegłotygodniowego grzybobrania nie znalazłam ani jednej! Na szczęście mojemu mężowi udało się kupić jeszcze na bazarku podgrzybki. Zdecydowałam się na kaszę jaglaną z dynią i grzybami, do której dodałam także świeży imbir i marynowane cebulki. Aby danie miało bardziej "leśny" charakter, można całość doprawić nieco rozmarynem.

Składniki na 4 porcje:

200 g kaszy jaglanej
½ kg dyni
200 g grzybów
½ słoiczka cebulek marynowanych
niewielki kawałek korzenia imbiru (długości ok. 2 cm)
1 łyżka masła
sól
pieprz
rozmaryn (opcjonalnie)

Kaszę ugotować do miękkości i odcedzić. Na patelni rozpuścić masło i podsmażyć na nim oczyszczone i pokrojone na kawałki grzyby, następnie podlać odrobinę wodą i kilka minut dusić pod przykryciem. Dynię obrać, umyć i pokroić w średniej wielkości kostkę. Imbir obrać i zetrzeć na tarce. Z patelni zdjąć pokrywkę. Do grzybów dodać dynię i imbir i smażyć jeszcze chwilę uważając, by dynia się nie rozpadła (wystarczą dosłownie 2-3 min.). Doprawić do smaku solą, pieprzem i ewentualnie rozmarynem. Gdy dynia zmięknie, dodać odsączone cebulki i ugotowaną kaszę. Wymieszać wszystko razem, dobrze podgrzać i od razu podawać.


Z pozostałej części dyni ugotowałam zupę dyniową, a cukinia i kilka papryczek chili posłużyło jako składniki do leczo, ale o tym napiszę następnym razem.

niedziela, 12 października 2014

Tradycyjne kremówki

Dziś w Kościele obchodzony jest Dzień Papieski. Nie może zatem zabraknąć ulubionego deseru Jana Pawał II, czyli kremówek! Być może to nieco oklepany już temat, ale słabość papieża do tych ciastek zaowocowała tym, że w nazwę tradycyjnych kremówek już chyba na stałe wpisało się określenie "kremówki papieskie". Nigdy nie byłam w Wadowicach i nie mam pojęcia jak smakują tamtejsze, najbardziej jednak lubię domowe, choć jest to dość pracochłonny deser.

Ciasto francuskie:

250 g mąki pszennej
1 kostka zimnego masła
1 jajko
50 ml wody
5 łyżek cukru
szczypta soli

Z mąki, jajka i wody, z dodatkiem szczypty soli, zagnieść ciasto - jak na pierogi. Wstawić do lodówki na ok. 10-15 min. Masło rozwałkować przez ściereczkę na prostokąt o gubości ok. 2 cm i również wstawić do lodówki, aby się dobrze schłodziło. Ciasto z mąki rozwakłowć, rozłożyć na nim prostokąt z masła, brzegi ciasta nałożyć na masło na wzór koperty i wałkować od siebie (zawsze tylko w jednym kierunku). Następnie złożyć ciasto na 3 części i znów rozwałkować. Czynność tę powtórzyć kilka razy, po czym włożyć ciasto do lodówki na ok. 30 min. Po upływie tego czasu podzielić ciasto na dwie części i rozwałkować obie na blaty o grubości ok. 1/2 cm. Przenieść blaty na blachę, powierzchnię nakłuć widelcem i piec w maksymalnie nagrzanym piekarniku (250 stopni) na jasnozłoty kolor (ok. 15 min.). Ostudzić.    
Krem:

1 l mleka
3 łyżki mąki pszennej
3 łyżki mąki ziemnaczanej
1 szklanka cukru 
2 opakowania cukru z prawdziwą wanilią
1 kostka masła
2 żółtka

¾ l mleka zagotować z cukrem i cukrem z wanilią. W ¼ l mleka rozmieszać mąkę pszenną i mąkę zemniaczaną tak, by nie było grudek, następnie wlać całość do gotującego się mleka i cały czas mieszając ponownie zagotować. Dodać żółtka i znów wymieszać. Ostudzić. Masło dokładnie utrzeć i połączyć z ostudzoną masą.

Wyłożyć krem na jeden z blatów i delikatnie przykryć drugim. Posypać cukrem pudrem. Pokroić na kwadraty. 

Kremówki doskonale smakują z dodatkiem konfitury wiśniowej.


sobota, 27 września 2014

Kotleciki jagnięce z oliwkami Hanny Szymanderskiej

Nie miałam jakiegoś szczególnego pomysłu na weekendowy obiad, jednak gdy na początku tygodnia dowiedziałam się o tragicznej śmierci Hanny Szymanderskiej, którą bardzo ceniłam, postanowiłam sięgnąć po jeden z jej przepisów. Pomyślałam, że przekartkuję jedną z jej książek kucharskich i zobaczę, jaka potrawa wpadnie mi w oko. Te plany zweryfikowł mój mąż, który zupełnie nespodziewanie kupił na obiad kotleciki jagnięce. Poprosiłam moją siostrę, która w czasie ostatnich Świąt Bożego Narodzenia znalazła pod choinką książkę Hanny Szymanderskiej pt. "Prawdziwa kuchnia polska. Smaki, tradycje, receptury" (wyd. REA, 2012), żeby poszukała w niej jakiegoś przepisu na kotleciki jagnięce. Znalazła dwa - z oliwkami oraz w cieście francuskim. Wybrałam pierwszy, bowiem wyczułam w nim inspirację kuchnią bałkańską, którą uwielbiam. To był dobry wybór. Danie okazało się niezwykle smaczne i eleganckie, a przy tym dość proste i szybkie w wykonaniu.

Składniki na 4 porcje:

1 kg combru jagnięcego z kością
3 cytryny
4 twarde mięsiste pomidory
16 wydrylowanych zielonych oliwek
mała laska cynamonu
sól
pieprz
2 łyżki oliwy
2 łyżki masła
1/4 szklanki bulionu

Cytryny dokładnie umyć, sparzyć wrzątkiem, osuszyć. Z 2 cytryn otrzeć skórkę i wycisnąć sok. Umyte i osuszone mięso pokroić na 8 kotletów, ułożyć w głębokim półmisku, posypać otartą skórką, zalać sokiem z cytryn, przykryć i wstawić na 2-3 godz. do lodówki, po czym obsmażyć na silnie rozgrzanej oliwie, przełożyć do wysmarowanego masłem naczynia żaroodpornego, posypać solą i pieprzem. Na patelnię włożyć pokrojone na grube plastry pomidory, dodać sól, pieprz i pokruszony cynamon, dusić razem 5-8 min. skrapiając bulionem, po czym ułożyć na kotletach, przykryć, wstawić na 10-15 min. do nagrzanego piekarnika. Kotlety odkryć, obłożyć plasterkami cytryny i oliwkami (wrzuciałam oliwki do naczynia żaroodpornego, by upiekły się razem z mięsem i pomidorami). Podawać najlepiej z ryżem (ja swój ryż doprawiłam oregano przywiezionym z tegorocznych wakacji w Grecji - doskonale komponuje się zarówno z pomidorami, jak i z oliwkami).


poniedziałek, 22 września 2014

Nie żyje Hanna Szymanderska

Smutną dziś przeczytałam informację. Wczoraj w nocy w wypadku samochodowym zgnięła Hanna Szymanderska. Wraz z nią śmierć poniósł także Grzegorz Komendarek - kucharz i aktor znany m.in. z roli kucharza Grzesia w serialu "Złotopolscy". Hanna Szymanderska była jedną z trójki autorów polskich publikacji kulinarnych, po których przepisy sięgam najczęściej. Jej książki ukazywały się także w języku angielskim ("Encyclopedia of Polish Cuisine", wyd. REA, 2006 czy nowsza "Traditional & Modern Polish Cooking", wyd. REA, 2012), co uważam za doskonały pomysł na promocję naszej narodowej kuchni. Sama przywożę (i dostaję) książki kucharskie w tym języku z podróży do niemal wszystkich karajów, które odwiedzam. Jednak to nie za same przepisy ceniłam ją najbardziej, ale za odkrywanie kuchni poszczególnych regionów Polski, za wynajdowanie autentycznych receptur na lokalne potrawy wśród wiejskich gospodyń. Sama staram się na moim blogu promować kulinaria charakterystyczne dla miejsc, które odwiedzam zarówno w Polsce, jak i za granicą. Pisząc o Polsce bardzo często posiłkowałam się książkami Hanny Szymanderskiej. Jej śmierć to duża strata dla polskiego niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Zostawiła jednak po sobie dużo książek (jedną z nich podarowałam mojej siostrze w prezencie gwiazdkowym podczas ostatnich Świąt Bożego Narodzenia), które mam nadzieję staną się inspiracją dla jak największej liczby miłośników gotowania i dzięki którym nauczymy się doceniać polską kuchnię oferującą przecież bogactwo różnorodnych smaków, co właśnie chciała nam pokazać Hanna Szymanderska.


wtorek, 16 września 2014

Grzyby na zimę

Najbardziej lubię potrawy ze świeżymi grzybami, najlepiej zrobione od razu, tuż po powrocie z lasu, ale używam także mrożonych i dlatego najwięcej grzybów na zimę mrożę (szczególnie kurki i maślaki). Są różne szkoły: jedni mówią, aby grzyby przed mrożeniem obgotować, inni - że nie trzeba. Jestem zwolenniczką tej drugiej koncepcji. Nigdy nie gotuję grzybów przed mrożeniem, żeby nie wygotować ich smaku. Wystarczy grzyby przed mrożeniem dokładnie oczyścić, a dodatkwo z maślaków zdjąć skórkę.
Nie wyobrażam sobie również mojej kuchni bez grzybów suszonych i marynowanych. Suszonych używam glównie do zimowych dań z kapustą kiszoną - kapusty zasmażanej, bigosu, kwaśnicy czy wigilijnych pierogów z kapustą i grzybami. Mój teść robi z nich pyszną wigilijną zupę grzybową. Pasują również do żurku oraz rozmaitych sosów do mięsa. Wystarczy grzyby oczyścić, pokroić na małe kawałki i położyć w ciepłym, przewiewnym miejscu. Mogą być nawleczone na nitkę lub rozłożone na papierze. Można suszyć w warunkach naturalnych na słońcu lub w lekko nagrzanym (60°C) i uchylonym piekarniku, a także w specjalnych urządzeniach do suszenia grzybów i owoców. Przechowywać należy je w szklanym szczelnie zamkniętym naczyniu, by nie straciły aromatu.

Grzyby przygotowane do suszenia
Z kolei grzyby marynowane są doskonałym dodatkiem do wszelkich dań mięsnych. Nie wyobrażam sobie tatara bez nich! Do marynowania najlepiej wybierać sztuki niewielkich rozmiarów. Ładniej wyglądają i w słoiku, i potem na stole.

Składniki:

1 kg grzybów
1 cebula
1 marchewka
sól

Zalewa:

ocet i woda w proporcjach: 1 część octu na 3 części wody - 200 ml octu 10% na 600 ml wody
kilka sztuk liści laurowych - 1 liść na słoik
kilka sztuk ziela angielskiego - 1-2 szt. na słoik
ok. 20 ziarenek czarnego pieprzu
szczypta soli
1 płaska łyżeczka cukru

Grzyby dokładnie oczyścić. Cebulę obrać. Marchewkę obrać, opłukać i pokroić na plasterki. Gotować grzyby w osolonej wodzie z dodatkiem całej cebuli przez ok. 20 min.

W międzyczasie przygotować zalewę - ocet zagotować wraz z wodą, liściem laurowym, zielem angielskim, pieprzem, solą i cukrem.

Następnie odcedzić grzyby, a cebulę wyrzucić. Przełożyć grzyby do wysterylizowanych słoików i zalać gorącą zalewą w ten sposób, żeby w każdym słoiku znalazły się liście laurowe, ziele angielskie i pieprz. Dodać także po 3-4 plasterki surowej marchewki do każego słoika. Słoiki mocno zakręcić i odstawić w ciemne chłodne miejsce. I rozkoszować się nimi w długie zimowe wieczory. 






poniedziałek, 15 września 2014

Knedle ze śliwkami

Z weekendowego wyjazdu na działkę przywiozłam nie tylko koszyk grzybów, ale także śliwki z naszej własnej śliwy. Owoce nie są duże, ale bardzo słodkie i - co najważeniejsze - w pełni ekologiczne, bo niczym nie pryskane. I tylko nieliczne są robaczywe. Miałam zrobić z nich ciasto z okazji dzisiejsych trzecich urodzin Pocztówek z kuchni, jednak u mnie w domu nikt nie chce jeść ciast! Skoro nie ciasto, to może knedle ze śliwkami? Strasznie dawno ich nie jadłam. Okazały się strzałem w dziesiątkę, chociaż mój starszy synek grymasił, bo dla niego obiad musi składać się z mięska, ziemniaczków i surówki. Młodszy za to, choć początkowo też nie był do knedli przekonany, zjadł aż mu się uszy trzęsły.



Składniki na 6 porcji:

1 kg ziemniaków
200 g mąki pszennej
50 g mąki ziemnaczanej
2 jajka
sól
ok. 30 śliwek węgierek
1/4 kostki masła
1 łyżeczka cynamonu
cukier do posypania

Ziemniaki obrać, ugotować w osolonej wodzie, odcedzić i zostawić do wystygnięcia, następnie bardzo dokładnie rozgnieść lub przecisnąć przez praskę. Dodać mąkę, jajka i szczyptę soli, po czym wyrobić ciasto na jednolitą masę. Śliwki umyć i nie przecinając owoców do końca usunąć z nich pestki. Oddzielać ciasto po kawałku, formować z niego kulki, nieco rozpłaszczać je w ręce, pośrodku robić dołek i wkładać do niego śliwkę, po czym zaklejać i znów formować kulki. Wrzucać do wrzącej osolonej wody. Gotować 2 min. od momentu, gdy wszystkie knedle wypłyną.
Masło rozpuścić na patelni, dodać cynamon i wymieszać. Knedle podawać polane masłem z cynamonem i posypane cukrem. Można serwować także ze śmietaną, którą moi wsyscy chłopcy, duży i ci mniejsi, wolą od masła.



niedziela, 14 września 2014

Tagliatelle ze szpinakiem i podgrzybkami

Z wczorajszego grzybobrania przywiozłam koszyk grzybów - głównie podgrzybki i maślaki, ale było też kilka koźlaków i borowik. Większość będzie na zimę, jednak trochę podgrzybków postanowiłam zostawić do makaronu, który ostatnio bardzo często robię i który święci triumfy wśród moich znajomych. Nie dość, że jest pyszny, sezonowy, to jeszcze robi się go bardzo prędko. To idealne danie na jesienny wieczór ze znajomymi. Serwuję go swoim gościom od zeszłego roku i jeszcze nie znalazł się nikt, komu by nie smakował.



Składniki na 4 porcje:

40 dag makaronu tagliatelle
20 - 25 dag świeżych grzybów (podgrzybków lub mieszanych: podgrzybki, koźlaki i borowiki)
1/2 kg świeżego szpinaku
1 cebula
2 ząbki czosnku
2 łyżki śmietany 
1 łyżka masła
sól
pieprz
15 dag sera wędzonego/oscypka

Grzbyby oczyścić i pokroić na niewielkie kawałki. Cebulę obrać i drobno posiekać. Masło rozpuścić na patelni i podsmażyć na nim grzyby oraz cebulę, następnie zmniejszyć temperaturę, podlać odrobiną wody i dusić kilka minut pod przykryciem. Szpinak opłukać i pokroić, następnie dołożyć na patelnię. Czosnek obrać i pokroić w cienkie plasterki. Dodać do sosu. Dusić całość jeszcze ok. 5-10 min. aż wszystkie składniki będą miękkie. W międzyczasie ugotować makaron w osolonej wodzie. Po oddcedzeniu pozostawić makaron w garnku (nic się nie stanie, jeśli na dnie garnka zostanie odrobina wody z gotowania). Sos doprawić solą i pieprzem, dodać śmietanę uważając, by się nie zważyła, wszystko wymieszać i przełożyć do garnka z makaronem. Wymieszać całość i przełożyć na talerze. Posypać tartym serem.


niedziela, 7 września 2014

Wariacja na temat sałatki à la Cezar

Kilka dni temu moja koleżanka, która jest jedną z najwierniejszych czytelniczek bloga, poprosiła mnie o sprawdzony przepis na sałatkę à la Cezar. To obok sałatki greckiej, jedna z najbardziej rozpoznawalnych sałatek na świecie, jednak nie należy do moich ulubionych i nigdy wcześniej nie robiłam jej w domu. Obiecałam jednak Ani, że coś wymyślę, dlatego dziś na obiad mieliśmy rzeczoną sałatkę, a właściwie moją wariację na jej temat. W przypadku tej sałatki szkopuł tkwi w sosie. Bazę powinna stanowić sałata (najlepiej rzymska) oraz pieczony kurczak. W różnych jej wariantach mogą znaleźć się także pomidorki koktajlowe czy grzanki. Wykorzystałam mieszankę dwóch rodzajów sałat, pomidorki, plasterki zielonego ogórka i oczywiście kurczaka. Grzanki zrobiłam z ciemnego pieczywa. Smakują mi o wiele bardziej niż tradycyjne. Sałatka wyszła naprawdę smacznie i chyba w końcu się do niej przekonam i będę ją robić częściej!

Składniki na 4 porcje:

1 duża pierś z kurczaka (50-70 dag)
1 sałata rzymska
1 zwykła sałata
2 kromki ciemnego foremkowego pieczywa
20 pomidorków koktajlowych
½ zielonego ogórka
4 łyżki startego sera grana padano
2 łyżki masła
1 jajko
bułka tarta
sól
pieprz

Sos:

2 żółtka
2 ząbki czosnku
5-6 filecików anchois
1 łyżeczka ostrej musztardy
40 ml octu winnego
sok z ½ cytryny
100 ml oleju słonecznikowego
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
sól
świeżo zmielony pieprz
kilka kropel sosu worcester

Pierś z kurczaka umyć i pokroić na kilka części. Każdą część posolić, popieprzyć, obtoczyć w rozmąconym jajku i bułce tartej i usmażyć na maśle (niewielką ilość masła zostawić do natarcia patelni, na której potem będą robione grzanki).

Przygotować sos: czosnek i anchois drobno pokroić, dodać musztardę, ocet winny, sok z cytryny i sos worcester i wszystko delikatnie wymieszać, następnie dodać zółtka, olej, natkę i doprawić do smaku solą i pieprzem, po czym wszystko razem zmiksować, aby uzyskać jednolitą konsystencję.

Sałatę umyć, osuszyć, porwać na małe kawałki i ułożyć na talerzach. Polać sosem i posypać tartym serem. Ułożyć pomidorki przekrojone na pół i plasterki zielonego ogórka. Na warzywach ułożyć pokrojone kawałki kurczaka.  

Patelnię posmarować niewielką ilością masła. Kromki chleba przekroić na połówki tak, aby powstały trójkąty. Obsmażyć je z każdej strony na chrupko. Sałatę podawać z ciepłymi grzankami.

sobota, 6 września 2014

Wiejskie kanapki ze sztuką mięsa

Ugotowałam dziś dzieciakom rosół. Zazwyczaj mrożę gotowane mięso rosołowe, by potem wykorzystać je na farsz do pierogów lub krokietów. Muszę jednak nieco opróżnić zmarażarkę, bowiem jutro z Zakopanego przyjadą do mnie dwa udźce baranie i będę musiała znaleźć na nie miejsce. Mój mąż bardzo lubi takie mięso prosto z zupy jeść z dodatkiem chrzanu. Tym razem postanowiłam jednak wykorzystać je do kanapek. Kupujemy niewiele wędlin, ponieważ te ze sklepu są niesmaczne. Robimy własne np. boczek pieczony, schab pieczony, gotowana szynka, jemy też dużo serów i past rybnych. Gotowana wołowina (najlepiej jeszcze ciepła, dopiero co wyjęta z zupy) doskonale pasuje do świeżego, wiejskiego pieczywa. Można ją jeść z chrznem lub musztardą i rozmaitymi warzywami. Przygotowałam zatem kanapki w wiejskm stylu.

Składniki na 4 kanapki:

4 kromki swojskiego chleba
masło
gotowana wołowina z rosołu (np. rostbef lub antrykot) pokrojona w plastry
2 jajka ugotowane na twardo
kilka rzodkiewek
4 liście sałaty
2 łyżki chrzanu
2 łyżeczki majonezu
1 łyżeczka soku z cytryny
sól
pieprz
natka pietruszki

Przygotować sos chrzanowy: chrzan wymieszać z majonezem i sokiem z cytryny.

Pieczywo posmarować masłem, ułożyć na nim sałatę, następnie po kilka plasterków mięsa. Posmarować sosem chrzanowym. Jajko i umyte rzodkiewki pokroić w plasterki. Na warstwie sosu położyć plasterki jajka, a na nim rzodkiewkę. Posypać solą i pieprzem i ozdobić natką pietruszki.




To oczywiście przykładowa propozycja podania. Na jednym z blogów kulinarnych widziałam kanapki ze sztuką mięsa, musztardą i ogórkami małosolnymi. Myślę, że również bardzo by mi smakowały.

poniedziałek, 1 września 2014

Tyta dla pierwszaka

Mój sześcioletni synek, dzięki reformie edukacyjnej, rozpoczął dziś naukę w pierwszej klasie. W zeszłym tygodniu zadzwoniła do mnie moja siostra i oświadczyła, że wpadną dziś do niego z Kubą, żeby dać mu tytę. Kuba to chłopak mojej siostry. Pochodzi ze Śląska. Ale czym, u licha, jest tyta? Dziś się okazało, że to po prostu torba ze słodyczami. Śląska tradycja każe obdarować dzieci, które idą do pierwszej klasy (podstawówki, gimnazjum i szkoły średniej) słodyczami opakowanymi w rożek (tytę nazywa się niekiedy także rogiem obfitości). Skąd się wzięła? Prawdopodobnie z Niemiec. Samo słowo tyta pochodzi od niemieckiego tüte oznaczającego torbę. W Niemczech już od początku XIX w. dzieci rozpoczynające naukę w szkole były obdarowywane słodyczami, być może po to by osłodzić im koniec nie tylko wakacji, ale i dzieciństwa. Na Śląsku gotowe tyty (ze słodyczami lub same rożki) można kupić w niemal każdym supermarkecie. W Warszawie, gdzie ten zwyczaj jest praktycznie nieznany, zakup nawet samego rożka graniczy z cudem. Moja siostra i jej chłopak zrobili go sami. Jestem przeciwnikiem dawania dzieciom słodyczy jako prezentów, bo i tak jedzą ich za dużo, ale cóż - tradycja rzecz święta.