poniedziałek, 31 grudnia 2012

Tatar z łososia na sylwestrową noc


Nie planowałam zapraszać w tym roku gości na tę ostatnią noc w roku, jednak kilka telefonów w czasie weekendu z pytaniami typu "Dokąd się wybierasz na Sylwestra?" spowodowało, że ostatecznie wpadnie do nas parę osób powitać wspólnie Nowy Rok. Goście zdeklarowali się, że przyniosą ze sobą jakieś przystawki, zatem ja postanowiłam zrobić tylko jedną sałatkę oraz tatara z łososia. Po Wigilii został mi jeszcze spory kawałek wędzonego łososia, któremu niebawem skończy się termin przydatności do spożycia, a ostatnio jest to moja ulubiona przekąska, którą bardzo często zamawiam w restauracjach oraz robię w domu. W Wigilię mój tatar zrobił furrorę.

Składniki:



wędzony łosoś
kapary
szalotki
marynowana papryka
grzyby marynowane
zielony ogórek
sok z cytryny

Nie podaję ilości składników, ponieważ jest to potrawa, którą każdy może skomponować zgodnie ze swoimi preferencjami. Łososia należy drobno pokroić i skropić sokiem z cytryny. Położyć rybę na środku talerza i obłożyć drobno posiekanymi dodatkami (kapary odsączyć i położyć w całości). W ten sposób każdy może do łososia dodać ulubione dodatki. Proste i pyszne!

Szampańskiej zabawy sylwestrowej i szczęśliwego Nowego Roku!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Wokół świątecznego stołu: śledź w oleju


Czasami myślę, że bez śledzia w oleju z cebulką nie mogłaby się w Polsce odbyć żadna ważniejsza uroczystość rodzinna. Pojawia się na stołach podczas wesel, imienin oraz oczywiście wszystkich świąt z Wigilią Bożego Narodzenia na czele. Nie wiem, jaki dokładnie jest rodowód tej potrawy, lecz dla mnie jest to jedno ze sztandarowych dań kuchni polskiej. Śledzie już we wczesnym średniowieczu były znane w kuchni na terenach dzisiejszej Polski. Dość szybko nauczono się je konserwować w soli, z czasem zaś podawać w coraz to bardziej wyrafinowanych postaciach. Dziś przygotowuje się je na bardzo wiele sposobów, jednak żaden nie zrobił tak zawrotnej kariery jak właśnie śledź w oleju. Każda gospodyni ma swoją własną recepturę na jego przyrządzenie. Ja od kilku lat podaję go tak jak nauczył mnie mój teść.

Składniki:

1/2 kg płatów śledziowych a la matias
2 cebule tzw. cukrowe
olej
ocet

Jedną cebulę obrać i pokroić w półplasterki dzień przed przygotowaniem śledzi. Skropić ją kilkoma kroplami octu, przykryć i wstawić na noc do lodówki.
Śledzie opłukać. Jeśli są zbyt słone można je wymoczyć przez 2 do maksymalnie 4 godzin. Następnie odsączyć i osuszyć. Pokroić na kawałki o wielkości 3-4 cm. Drugą cebulę obrać i również pokroić w półplasterki. Wymieszać z cebulą, która była przygotowana poprzedniego dnia.
Śledzie ułożyć na półmisku, posypać cebulą i polać obficie olejem. Podawać od razu, aby cebula była wciąż chrupiąca.


wtorek, 11 grudnia 2012

Wokół świątecznego stołu: pierogi z kapustą i grzybami


Do Świąt zostały niecałe dwa tygodnie, pora więc pomyśleć o świątecznym menu. W tym roku po raz pierwszy urządzam rodzinną Wigilię i od kilku dni myślę, czym mogłabym zaskoczyć moich gości. Na pewno zrobię 2-3 rodzaje śledzi, jakieś sałatki, będzie ryba w galarecie i ryba po grecku oraz trochę zupełnie nowych dań, których wcześniej nie serwowałam na rodzinnych przyjęciach. W moim domu rodzinnym w Wigilię zawsze było dużo ryb i owoców morza, natomiast mama nigdy nie przygotowywała słodkich potraw o wschodnim rodowodzie jak kutia czy kluski z makiem. Kutię, fantastyczną zresztą, po raz pierwszy jadłam podczas szkolnej Wigilii w liceum. Przygotowała ją koleżanka z klasy. Bardzo mi smakowała, jednak wiem, że wśród moich bliskich nie cieszy się zbytnim powodzeniem, więc na moim stole raczej nie zagości. Nie może natomiast zabraknąć pierogów z kapustą i grzybami! Przygotowałam je wcześniej i zamroziłam. Wyszły fantastycznie. Chyba pierwszy raz w życiu ani jeden nie rozkleił mi się przy gotowaniu. Jestem z nich naprawdę dumna i mam nadzieję, że gościom będą smakowały.

Farsz (można przygotować dzień wcześniej, aby się przegryzł):

1 kg kapusty kiszonej
2 cebule
50 dag suszonych grzybów
olej
sól
pieprz

Grzyby wsypać do kubka i zalać gorącą wodą. Odstawić na co najmniej godzinę. Po tym czasie odsączyć (wodę, w której się moczyły należy zostawić) i drobno posiekać. Cebulę obrać i pokroić w drobną kostkę. Na patelni rozgrzać olej i dodać cebulę oraz grzyby. Kapustę przepłukać, jeśli jest zbyt kwaśna i pokroić. Gdy cebula się zrumieni, dołożyć na patelnię kapustę. Podlać wodą spod grzybów i dusić na niewielkim ogniu aż kapusta i grzyby będą całkiem miękkie, a woda odparuje. Doprawić solą i pieprzem i pozostawić, aby farsz ostygł.

Ciasto:

1/2 kg mąki
1 jajko
3/4 szklanki ciepłej wody
szczypta soli

Mąkę wsypać do miski. Pośrodku zrobić wgłębienie (jak wulkan), wbić jajko i dodać sól. Zarobić nożem, po czym ugniatać dodając stopniowo wodę aż ciasto będzie całkiem wyrobione. Uformować kulę i przykryć ściereczką, aby ciasto nie wyschło. Odkrawać po kawałku i przekładać na oprószoną mąką stolnicę. Każdy kawałek ciasta rozwałkować oprószonym mąką wałkiem i szklanką wycinać kółka. Pośrodku kółek kłaść farsz, składać na pół i mocno zlepiać formując pierogi. Gotować w osolonej wodzie do momentu aż pierogi wypłyną, potem jeszcze 2-3 min. Podawać z cebulką zrumienioną na maśle.




niedziela, 9 grudnia 2012

Kruche ciasteczka do popołudniowej kawy


Mieliśmy wczoraj dzień pełen wrażeń. Najpierw był bal z Mikołajem, a po powrocie do domu ja zajęłam się przedświątecznymi porządkami, a chłopaki postanowili mi zrobić niespodziankę i... upiekli kruche ciasteczka - idealne na deser, do popołudniowej kawy. Zrobili dwa rodzaje ciastek - czekoladowe i imbirowo-cynamonowe. Były fantastyczne. Połowa zniknęła, zanim jeszcze dobrze wystygły!

Składniki:

2 szklanki mąki 
1/2 kostki masła
2/3 szklanki cukru pudru
1 jajko
cynamon w proszku
imbir w proszku
kakao
1/2 tabliczki gorzkiej czekolady
1 jajko do smarowania 
cukier do posypania
posypka czekoladowa

Przesiać mąkę, dodać masło i posiekać dokładnie nożem. Dodać cukier puder i jajko, zarobić ciasto nożem, po czym zagnieść ręką. Podzielić wyrobione ciasto na pół. Do jednej połowy dodać cynamon i imbir, do drugiej kakao oraz rozpuszczoną czekoladę. Ponownie wyrobić każdą część. Włożyć na ok. 30 min. do lodówki. Po tym czasie rozwałkować ciasto na oprószonej mąką stolnicy do grubości ok. 1/2 cm. Wyciąć ciastka o różnych kształtach. Ułożyć na posmarowanej tłuszczem i oprószonej mąką blasze i każde ciasto posmarować rozmąconym jajkiem oraz posypać cukrem lub posypką czekoladową. Piec w piekarniku w temperaturze 220 stopni przez ok. 10 - 15 min. Zdjąć z blachy, gdy są jeszcze ciepłe.







Można użyć świątecznych wzorów foremek do ciastek i z powodzeniem mogą one zastąpić tradycyjne pierniczki na świątecznym stole.

wtorek, 4 grudnia 2012

Wodzionka


Dziś Barbórka, pora więc na kolejne spotkanie z kuchnią śląską. Wodzionka to zupa, której rodowód wynika z gospodarności i oszczędności Ślązaczek. Jej wykonanie jest bardzo proste, a chodzi przede wszystkim o to, aby nie zmarnować ani kawałka chleba, nawet czerstwego. Często porównywana jest do słowackiej zupy czosnkowej, choć ja osobiście wolę czosnkową, która jest bardziej sycąca i wyrazista w smaku (cóż, zalewa się ją bulionem a nie czystą wodą...). Niemniej wodzionka jest jedną z ciekawszych zup, jakie znam i idealną na szalejące o tej porze roku wirusy. Ponieważ zarówno ja, jak i mój mąż oraz nasz młodszy synek zmagamy się od zeszłego tygodnia z anginą, toteż z okazji dzisiejszego Święta Górników ze wszystkich potraw kuchni śląskiej wybrałam właśnie wodzionkę.

Składniki na 4 porcje:

4 kromki czerstwego chleba
4 ząbki czosnku
4 łyżeczki masła
sól
1 litr wody

Wodę zagotować. Chleb pokroić w dużą kostkę i włożyć po równo do każdego talerza, następnie dodać po jednym ząbku czosnku przeciśniętym przez praskę i po łyżeczce masła. Zalać wrzątkiem. Doprawić solą do smaku. Ta zupa wymaga sporo soli, ponieważ sama w sobie jest dość mdła w smaku. Dzięki soli i czosnkowi nabiera aromatu i cudownie rozgrzewa.



niedziela, 2 grudnia 2012

Jajka po benedyktyńsku


Leżę w łóżku z anginą, więc przygotowanie dzisiejszego śniadania spadło na barki mojego męża. Niedzielne rodzinne śniadanie powinno być wykwintne. Mój mąż, którego również wciągnęło oglądanie programu "Master Chef" postanowił przygotować jajka po benedyktyńsku, z którymi musieli się niedawno zmierzyć uczestnicy programu i które bardzo go zaciekawiły, ponieważ uwielbia jajka pod każdą postacią. Ta potrawa oceniana jest jako trudna, ale mój mąż doskonale dał sobie z nią radę, a poniżej zdradza szczegóły przygotowania takich jajek.

Porcja dla 4 osób 

2 bułki
4 jaja
4 plasterki szynki
oraz składniki potrzebne do przygotowania sosu holenderskiego

Sos holenderski

0,5 kostki dobrego masła
3 żółtka
szczypta białego pieprzu
0,5 łyżeczki soli
sok z 0,5 cytryny albo kieliszek białego wina

Sklarować masło i odstawić do ostygnięcia. Żółtka jajek zmieszać z sokiem z cytryny (lub białym winem w proporcji: 0,5 kieliszka do jaj, 0,5 kieliszka dla kucharza, żeby mieszało się dobrze) oraz solą i pieprzem. Ubijać na parze aż do uzyskania gładkiej konsystencji, po czym POWOLI dolewać sklarowanego masła, jednocześnie ubijając. Kiedy sos uzyska konsystencję gęstego majonezu, odstawić (ale raczej nie do lodówki, bo się zsiądzie).

Następnie usmażyć plasterki szynki. Wędlina powinna lekko chrupać, ale nie może być spalona ani za twarda - potem powinna dać się łatwo pokroić! Przygotować jajka w koszulkach.

Jajka w koszulkach

Do lekko gotującej się wody dodać soli, octu (pomaga ściąć się jajom), po czym POWOLI wkładać do niej jajka, nagarniając ścinające się białko na żółtko. Gotować ok. 3 minuty, tak aby jajo było ugotowane, ale nie na twardo. Po ugotowaniu żółtko powinno być płynne! Wyjmować najlepiej łyżką cedzakową. Zahartować w zimnej wodzie i ponownie podgrzać.

W międzyczasie przygotować bułki. Najlepiej użyć do tego pszennych muffinek lub miękkich bułeczek, w ostateczności może być pieczywo tostowe. Bułki przekroić na pół i opiec w tosterze albo na patelni do złocistego koloru (nie mogą być za twarde, bo nie wchłoną sosów).

Na talerzu położyć gorącą bułkę, na niej jeszcze skwierczący plaster szynki/bekonu, na środku zaś wyjęte z wrzątku jajo w koszulce i wszystko polać sosem holenderskim.



W roli jurora wystąpił dziś nasz niespełna pięcioletni synek. Ocenił konsystencję jajka i całość potrawy niczym Gordon Ramsay. Werdykt mówi sam za siebie: "Brak mi słów! Przechodzisz do następnego etapu".

piątek, 30 listopada 2012

Lin w śmietanie


Dziś piątek, więc na obiad zrobiłam rybę. Najbardziej lubię rybę pieczoną w folii, ale mój mąż woli smażoną na patelni, a ponieważ to on zazwyczaj przygotowuje piątkowe obiady, to najczęściej jemy właśnie taką. Dziś w kuchni rządziłam ja, więc idąc na kompromis zrobiłam rybę w sosie - moją ulubioną, czyli lina w śmietanie. Po raz pierwszy jadłam tę potrawę kilka lat temu w restauracji "Złoty Lin" w Wierzbicy koło Serocka, która słynęła właśnie z tego dania. Był fantastyczny i dlatego do dziś robię go w domu. 

Składniki na 4-6 porcji ryby:

350 ml śmietany kremówki
2 łyżki startego parmezanu
sok z 1/2 cytryny
sól
pieprz
gałka muszkatołowa

mąka
olej do smażenia
natka pietruszki do posypania

Rybę posolić i obtoczyć w mące. Na patelni rozgrzać olej i obsmażyć rybę z obu stron. Przełożyć do naczynia żaroodpornego.

Śmietanę wlać do rondla i podgrzać. Dodać parmezan. Gdy ser się rozpuści dodać sok z cytryny oraz doprawić solą, pieprzem i odrobiną gałki muszkatołowej do smaku (ale tak by nie zdominowała sosu). Zalać sosem rybę.

Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec 30 min. w temperaturze 180 stopni.

Przed podaniem posypać posiekaną natką pietruszki. Podawać z gotowanymi ziemniakami i surówką.



niedziela, 25 listopada 2012

Domowe burgery


Razem z moim niespełna pięcioletnim synkiem oglądamy program kulinarny "Master Chef" z Gordonem Ramsayem. W jednym z odcinków uczestnicy przygotowywali hamburgery dla kierowców TIR-ów. Mojemu dziecku bardzo się to spodobało i poprosił, żebyśmy zrobili hamburgery w domu. Nigdy wcześniej nie jadł żadnego fast fooda, więc miałam trochę obaw, czy będą mu smakowały, ale przede wszystkim, czy nie przypadną mu do gustu tak bardzo, że będzie potem chciał, żeby kupować mu takie potrawy w ulicznych budkach. Wiem jednak, że fascynacji ulicznym jedzeniem u młodych ludzi nie da się uniknąć, dlatego wolę, aby najpierw spróbował jak smakują burgery przygotowane w domu. Będzie miał w przyszłości porównanie.

Kupiliśmy gotowe bułki do hamburgerów, natomiast sos i kotlety zrobiliśmy sami.

Sos:

1 mała czerwona papryka
1 cebula
1 mały przecier pomidorowy
sól
pieprz
cukier
oliwa

Paprykę i cebulę pokroić w kostkę i podsmażyć na patelni. Gdy będą miękkie dodać przecier pomidorowy, odrobinę wody i wszystko wymieszać. Doprawić solą, pieprzem i odrobiną cukru. Należy pamiętać, że sos nie może być za rzadki, aby nie wylewał się z bułki.

Kotlety (składniki na 4 duże lub 7-8 małych):

0,5 kg łopatki wołowej
1 jajko
2 łyżki bułki tartej
1 ząbek czosnku
sól
pieprz
oregano
tłuszcz do smażenia

Mięso zmielić. Dodać jajko, bułkę tartą, czosnek przeciśnięty przez praskę, sól, pieprz oraz oregano do smaku. Wszystko wymieszać. Uformować kotlety i usmażyć.

Do przygotowania burgerów dodatkowo będzie potrzebna sałata oraz ulubione warzywa (ogórki, pomidory, ogórki kiszone, cebula), a także żółty ser, jeśli ktoś lubi.

Bułki należy podgrzać w piekarniku lub kuchence mikrofalowej (jeśli zamierzamy zrobić cheesburgery, to ser należy położyć na bułce już w momencie jej podgrzewania, aby się rozpuścił). Na dolnej części podgrzanej bułki ułożyć sałatę, na niej kotlet i polać wszystko sosem (sos może być ciepły lub całkiem wystudzony, ja osobiście wolę ciepły). Na wierzchu położyć świeże warzywa. Przykryć drugą częścią bułki i gotowe.


Andrzejkowi nasze hamburgery smakowały tak bardzo, że przez następne dni także kotlety mielone kazał sobie kroić na pół i wkładać do bułek razem z serem i warzywami. Niestety moje prognozy co do fascynacji dzieci fast foodami zaczynają się sprawdzać...

środa, 14 listopada 2012

O kogutach z chleba, kuchni żydowskiej i świętomarcińskiej gęsi


Kazimierz Dolny to jedno z najbardziej malowniczych miejsc w Polsce, jakie znam. Szczególnie lubię tu przyjeżdżać poza sezonem, gdy przez Rynek nie przetaczają się tłumy turystów, a krajobrazu nie szpecą parasole z nazwami browarów serwowanych w poszczególnych lokalach. Przez cztery lata, jakie upłynęły od mojej ostatniej wizyty w Kazimierzu niewiele się tu zmieniło. Listopadowy Kazimierz cały czas oczarowuje kolorami jesieni i wciąż jeszcze można usiąść w kawiarnianym ogródku, aby w promieniach słońca napić się herbaty lub grzańca.

Grzane piwo z pomarańczami w ogródku kawiarni "U Radka"
Tak jak Toruń kojarzony jest z piernikami, tak Kazimierz nieodmiennie od lat ma swoje koguty chlebowe. Chyba nie ma turysty odwiedzającego to przepiękne miasteczko, który nie kupiłby dla siebie lub na prezent takiego koguta. Moje dzieci je uwielbiają. Szczególnie dobrze smakują z masłem. Przypominają wówczas chałkę. Z ich wypieku słynie "Piekarnia Artystyczna Sarzyński", w której po raz pierwszy pojawiły się w roku 1962 - początkowo jako słodkie niespodzianki dla piekarskich latorośli, następnie zgłaszane były do konkursów piekarniczych, aby wreszcie przebojem zdobyć Kazimierz i całą Polskę. Dziś można je kupić nie tylko w piekarni Sarzyńskiego, ale także na wielu straganach i kramach w całym mieście.

Koguty na jednym z kazimierskich kramów
Wśród bogatej oferty kazimierskich lokali gastronomicznych każdy znajdzie coś dla siebie - od obiadów domowych, przez liczne pizzerie, po bardziej eleganckie restauracje. Szczególne miejsce należy się kuchni żydowskiej. Przed wojną mieszkała tu spora społeczność wyznania mojżeszowego. Do dziś zachowała się synagoga, w której obecnie znajduje się muzeum oraz sklep z koszernymi alkoholami i koszerna kawiarnia "U Esterki", a także jatki, gdzie mieści się m.in. herbaciarnia "Ul" (do herbaty można tam zjeść paschę). Potrawy kuchni żydowskiej serwuje "Knajpa u Fryzjera" mieszcząca się w dawnym zakładzie fryzjerskim. W soboty odbywają się tam koncerty muzyki klezmerskiej. Skosztować można natomiast tak charakterystycznych dla kuchni żydowskiej potraw jak karp po żydowsku czy gęsie pipki (jadłam je cztery lata temu, w tym roku niestety mi się nie udało). Są też potrawy mniej znane lub tylko inspirowane kuchnią żydowską oraz koszerne piwo z Izraela. W weekendy knajpa cieszy się sporą popularnością i niestety sporo pozycji z karty jest niedostępnych, a szkoda, bo wszystko jest bardzo smaczne i różne od tego, co zazwyczaj je się w domach czy też innych restauracjach.

Menu "Knajpy u Fryzjera"
Karp po żydowsku ("Knajpa u Fryzjera")
Kreplach ("Knajpa u Fryzjera")
Ponieważ Kazimierz odwiedziłam w ostatni weekend, zaś w niedzielę był dzień Św. Marcina, kiedy to zgodnie z tradycją powinno spożywać się gęsinę, więc hołdując tej tradycji najbardziej zależało mi na skosztowaniu potraw z gęsi. Niezawodna okazała się wspomniana "Knajpa u Fryzjera" (gęś w żydowskim menu pełniła zawsze ważną rolę - mi szczególnie do gustu przypadły gęsie żołądki w fantastycznym sosie śmietanowo-buraczanym z dodatkiem czosnku), a poza nią gęś znalazłam tylko w eleganckiej restauracji "Na Piętrze" znajdującej się na piętrze piekarni Sarzyńskiego. Gęsina znajdowała się w menu sezonowym obok potraw z dynią, bowiem listopad to przecież czas dojrzałych dyń i uboju gęsi.

Gęsie wątróbki ("Knajpa u Fryzjera")
Gęś duszona w lekko kwaszonej kapuście ("Knajpa u Fryzjera")
Gęsie żołądki w sosie śmietanowo-buraczanym ("Knajpa u Fryzjera")
Gęś pieczona na modrej kapuście ze złocistymi knedlami (restauracja "Na Piętrze")

niedziela, 11 listopada 2012

Rogale marcińskie


Dziś 11 listopada - Święto Niepodległości, ale także dzień, któremu patronuje Św. Marcin. Szczególnie hucznie obchodzi się go w Poznaniu, zaś jedną z najbardziej rozpoznawalnych potraw kuchni wielkopolskiej są rogale marcińskie (świętomarcińskie) z ciasta półfrancuskiego z nadzieniem z białego maku i bakalii. 

Ciasto półfrancuskie:

1,5 szklanki mąki
2 dag drożdży
1/3 szklanki mleka
1/2 kostki masła
1 jajko + 1 żółtko

Przesiać mąkę, dodać drożdże rozpuszczone w niewielkiej ilości ciepłego mleka, następnie dodać jajko i żółtko oraz pozostałe ciepłe mleko. Zagnieść, przykryć ściereczką i zostawić do wyrośnięcia. Wyrośnięte ciasto rozwałkować, posmarować rozmiękczonym masłem, zawinąć "w kopertę" i ponownie rozwałkować. Czynność powtórzyć trzykrotnie. Ostatecznie rozwałkować ciasto do grubości 0,5 cm. Podzielić na trójkąty o dłuższym boku ok. 10 cm. 

Masa makowa:

1 szklanka białego maku
20 dag rodzynek
10 dag migdałów
2/3 szklanki cukru
1 jajko
kilka kropli esencji migdałowej
2 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej

Do posmarowania:

1 żółtko
1/2 szklanki cukru pudru
3 łyżki wody
1 łyżeczka soku z cytryny
migdały lub orzechy do posypania

Mak opłukać, odsączyć, zalać wrzącą wodą i gotować aż do momentu, kiedy będzie dał się rozetrzeć w palcach. Przelać zimną wodą i dokładnie odsączyć. Dwukrotnie zmielić. Rodzynki sparzyć i dokładnie odsączyć. Dodać do maku, następnie dodać pozostałe bakalie i utrzeć na jednolitą masę.

Na środku każdego trójkąta położyć masę makową. Zwinąć formując rogaliki. Ułożyć na blasze, przykryć ściereczką i odstawić na ok. 1,5 godz. do wyrośnięcia. Wyrośnięte rogaliki posmarować surowym żółtkiem. Piec w bardzo gorącym piekarniku (nagrzanym do maksymalnej temp.) na złoty kolor.

Cukier puder utrzeć z gorącą wodą i sokiem z cytryny. Lukrem polać gorące jeszcze rogaliki. Posypać migdałami lub drobno posiekanymi orzechami.

niedziela, 4 listopada 2012

Pikantna zupa krem z dyni


Dyniowego szaleństwa ciąg dalszy... Jak co roku w moim jesiennym menu nie może zabraknąć zupy z dyni. W zeszłym roku zrobiłam zupełną nowość: zupę z kawałkami dyni i mięsa. W tym - pora na klasyczny krem z dyni z imbirem. Jest sycąca i aromatyczna, bowiem imbir to jedna z najbardziej wonnych przypraw. Żadna inna zupa nie rozgrzewa tak dobrze w chłodne listopadowe dni.

1 kg dyni
1 cebula
1 niewielki korzeń imbiru
1 papryczka chili
1 litr bulionu warzywnego
1 ząbek czosnku
masło
sól 
pieprz

prażone pestki dyni
groszek ptysiowy

Cebulę obrać i pokroić w drobną kostkę. Dynię obrać i pokroić w większą kostkę. W garnku rozpuścić masło i podsmażyć na nim cebulę. Dodać dynię. Imbir zetrzeć na tarce lub pokroić w drobną kostkę i dodać do dyni. Papryczkę umyć, usunąć z niej gniazda nasienne, posiekać i dołożyć do garnka z dynią. Podlać całość niewielką ilością bulionu i dusić aż dynia zmięknie. Dodać resztę bulionu i wszystko zmiksować. Dodać czosnek przeciśnięty przez praskę. Do smaku doprawić solą i pieprzem. Zagotować. Podawać z kleksem z gęstej śmietany oraz prażonymi pestkami dyni lub groszkiem ptysiowym.




niedziela, 28 października 2012

Szarlotka dyniowa


Sezon na dynię uważam za otwarty! Kiedy moi chłopcy byli mali i z apetytem zjadali zupki z przecieranych warzyw, tata mojej przyjaciółki przywoził mi z działki świeżą własnoręcznie wyhodowaną dynię. I choć chłopcy wyrośli już z takich zupek, dynię dostaję do dziś - co roku. W tym roku waży 7,5 kg. Z pierwszej ćwiartki zrobiłam ciasto - coś w rodzaju dyniowej szarlotki.

Ciasto:

2 szklanki mąki 
1/2 kostki masła
3/4 szklanki cukru
1 jajko
1 łyżeczka proszku do pieczenia 
1/2 torebki cukru waniliowego (lub ekstrakt z naturalnej wanilii)
bułka tarta

Nadzienie:

1,5 kg dyni
1/2 kostki masła
1/2 szklanki brązowego cukru
1 łyżeczka imbiru
1 łyżeczka cynamonu

Dynię obrać i pokroić w kostkę. Na patelni rozgrzać masło. Dodać dynię. Odrobinę podlać wodą i dusić pod przykryciem. Gdy dynia nieco zmięknie dodać cukier i dusić aż dynia rozpadnie się na papkę. Na końcu doprawić imbirem i cynamonem.

Odstawić do ostygnięcia i przygotować ciasto.

Przesiać mąkę, dodać proszek do pieczenia, następnie masło i posiekać dokładnie nożem. Dodać cukier i jajko, zarobić ciasto nożem, po czym zagnieść ręką. Ciasto włożyć na ok. 1 godz. do lodówki. Po tym czasie rozwałkować ciasto na oprószonej mąką stolnicy na dwa blaty. Przełożyć do nasmarowanej masłem i oprószonej bułką tartą formy. Powierzchnię ciasta nakłuć widelcem. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 190 stopni i podpiec na jasnozłoty kolor. Na podpieczonym gorącym cieście rozsmarować równą warstwę nadzienia dyniowego. Przykryć drugim blatem. Nakłuć ciasto widelcem i piec dalej w piekarniku na złoty kolor. Podawać z cukrem pudrem.

Ciasto bardzo mi smakuje, jednak jeśli ktoś nie jest amatorem dyni, nie będzie mu smakowało. Mój mąż powiedział, że nadzienie jest bez smaku.

sobota, 27 października 2012

Lasagne


Lasagne do mojego menu trafiła, gdy byłam już dorosła. Moja mama, owszem, robiła nam rozmaite makarony, lecz były to raczej jej własne wariacje (np. kiełbasa, cebula, pieczarki, keczup i do tego jakieś kluski) niż klasyki kuchni włoskiej. Zresztą w PRL-u zapewne ciężko było kupić makaron do lasagne - może na Polnej lub w Pewexie.
Tak więc lasagne spróbowałam po raz pierwszy, gdy byłam już na studiach. Najpierw u koleżanki z roku, potem w restauracji "Lasagne" w Mrągowie, gdzie jak można się domyślić była to specjalność zakładu. Potem bardzo często zamawiałam tę potrawę w rozmaitych lokalach gastronomicznych, jednak najbardziej smakuje mi domowa, którą sama zrobię. Robię zazwyczaj wersję klasyczną - z sosem bolońskim.

Sos boloński:

1 kg mięsa mielonego 
1 puszka pomidorów
1 cebula
2 ząbki czosnku
1/2 szklanki rosołu
sól
pieprz
bazylia
oregano
oliwa

Na patelni rozgrzać oliwę. Cebulę pokroić w kostkę i przełożyć na patelnię. Gdy cebula się zrumieni dodać mięso. Smażyć aż do momentu, gdy całe mięso nie będzie już surowe. Dodać pomidory i podlewać stopniowo rosołem w takiej ilości, aby sos nie był "za suchy" uważając jednak, by go za mocno nie rozwodnić. Doprawić czosnkiem przeciśniętym przez praskę, solą, pieprzem oraz bazylią i oregano (do smaku). Jeśli sos będzie za mało "pomidorowy" można dodać koncentrat pomidorowy.

Sos beszamelowy:

800 ml przegotowanego mleka
80 g masła
2 łyżki mąki
sól
pieprz
gałka muszkatołowa

W garnku rozpuścić masło tak, aby się nie zrumieniło. Dodać mąkę i zasmażać 2-3 min. Do zasmażki powoli wlewać mleko. Wymieszać na gładką masę (sos powinien mieć konsystencję gęstej śmietany). Zagotować. Doprawić solą, pieprzem i gałką.

Formę do pieczenia posmarować masłem, polać sosem beszamelowym i położyć pierwszą warstwę płatków makaronu do lasagne. Płatki przed włożeniem do formy zanurzyć na chwilę we wrzątku, aby były bardziej elastyczne. Następnie polać płatki sosem bolońskim, posypać tartym żółtym serem (na całą lasagne potrzebne będzie ok. 500-600 g sera) i polać sosem beszamelowym. Ułożyć następną warstwę płatków, sosu bolońskiego, sera i sosu beszamelowego. Ostatnią warstwę stanowią płatki, ser i sos beszamelowy (bez bolońskiego).

Piec 30 min. w temperaturze 180 stopni C, następnie podwyższyć temperaturę do 200 stopni i piec jeszcze przez 10-15 min.


niedziela, 14 października 2012

Wariacje na temat wątróbki

Turnedos a’la Rossini - Karpacz "Chata Karkonoska" - sierpień 2007 r.

Uwielbiam wątróbkę, choć zdaję sobie sprawę, że wiele osób za nią nie przepada. Najbardziej lubię kurzą, ale nie gardzę także indyczą czy wołową. W domu najczęściej robię klasyczną wersję, czyli smażoną z cebulką. Często jednak zamawiam także wątróbkę w restauracjach oraz wyszukuję rozmaite przepisy na jej niestandardowe przyrządzenie. I ciągle jestem zaskoczona z jak wieloma, często pozornie nie pasującymi do podrobów dodatkami można ją zaserwować. Tak więc jadłam już wątróbkę z jabłkiem i miodem (Karczma Łemkowska "Kłynec" w Krynicy Zdroju), o której pisałam w lutym przy okazji opowieści o kuchni łemkowskiej, wątróbkę po węgiersku z duszoną papryką i cebulą ("Restauracja Wyszehradzka" w Dusznikach Zdroju, która nie wiem, czy jeszcze istnieje, bowiem odwiedziłam ją w roku 2007 i wówczas specjalizowała się w kuchni polsko-czesko-węgierskiej), podobnie podaną w restauracji bułgarskiej ("Bulgaria Magica" w Warszawie) oraz pyszną wątróbkę z polędwicą wołową i prawdziwkami oraz opiekanymi ziemniakami (to danie nazywa się "Turnedos a’la Rossini" i serwuje je "Chata Karkonoska" w Karpaczu). Natomiast jeśli chodzi o przepisy, to najciekawszy znalazłam w jednym z dodatków kulinarnych do Gazety Wyborczej sprzed kilku lat - na wątróbkę z rabarbarem i porto. Muszę go kiedyś wypróbować.
Dziś natomiast chciałam zaprezentować moje autorskie danie - wątróbkę drobiową z miodem i świeżym imbirem.

Składniki:

1/2 kg wątróbki drobiowej
nieduży kawałek korzenia imbiru
1 łyżka miodu
2 łyżki oliwy
mąka
sól
pieprz

Imbir obrać i pokroić w kostkę. Wątróbkę umyć i obrać z żyłek. Na patelni rozgrzać oliwę i podsmażyć na niej imbir. Wątróbkę obtoczyć w mące i dodać do imbiru. Smażyć aż wątróbka będzie miała chrupką "skorupkę". Na koniec dodać sól, pieprz i miód.

Moja wątróbka z imbirem i miodem

czwartek, 11 października 2012

Węgierski pörkölt


W Polsce przyjęło się uznawać, że węgierska nazwa pörkölt jest synonimem polskiego gulaszu, a to nie do końca prawda. Na Węgrzech gulasz zaliczany jest do zup, pörkölt natomiast tylko przypomina to, co Polacy określają mianem gulaszu, czyli mięso duszone w niewielkiej ilości wody. Różnica polega na tym, że polski gulasz robi się zwyczajowo z mięsa wołowego, natomiast pörkölt można wykonać i z wołowiny, i z wieprzowiny, i z drobiu, i z podrobów, i z ryb, a nawet z samych grzybów lub warzyw. O przynależności potrawy do tego rodzaju decyduje technika przygotowania, czyli duszenie w takiej ilości wody, aby jedynie przykrywała mięso (w miarę parowania należy cały czas uzupełniać ilość wody).
Dania kuchni węgierskiej od wielu lat przygotowuję czerpiąc inspirację z książki Kláry Molnár i Tadeusza Olszańskiego "Na węgierskim stole. Pysznie i domowo" (wyd. Studio Emka, Warszawa 2003). Kupiłam ją w 2003 lub 2004 roku na Międzynarodowych Targach Książki w Pałacu Kultury i Nauki. Wypróbowałam już bardzo wiele przepisów, jednak moim ulubionym od początku jest pörkölt wołowy.

Składniki:

60 dag wołowej pręgi lub łopatki
1 duża cebula
1/2 pomidora
1/2 strąka papryki
1 papryka ostra tzw. czuszka
1 ząbek czosnku
1 łyżka papryki w proszku
2 łyżki smalcu
sól
1/2 szklanki czerwonego wina
szczypta cukru

Wołowinę pokroić w trzycentymetrową kostkę (ja kroję drobniej, żeby dzieciom łatwiej się gryzło). Cebulę drobno pokroić i zrumienić na smalcu. Zdjąć z ognia, skropić wodą i wsypać paprykę w proszku. Podlać wodą, a gdy odparuje, wrzucić mięso i mieszając smażyć na sporym ogniu, póki nie obrumieni się każdy kawałek mięsa. Wówczas delikatnie znów dolać wody, dodać pokrojony ząbek czosnku, czuszkę, szczyptę cukru i całość dusić pod przykryciem uzupełniając wodą w taki sposób, aby nie przykrywała mięsa. Kiedy mięso zaczyna mięknąć, dodać pokrojoną paprykę i pomidor obrany ze skórki, a pod sam koniec duszenia, gdy wołowina będzie już całkiem miękka, posolić i wlać do smaku czerwone wytrawne wino (ja nigdy nie dodaję wina).
Podawać z gotowanymi ziemniakami pokrojonymi w kostkę lub z zacierkami. W tym miejscu zawsze pozwalam sobie na akcent polski, bowiem każde mięso w sosie najbardziej smakuje mi z kaszą gryczaną!

Bez względu na to, czy potrawę tę nazwiemy pörköltem czy gulaszem, jest to naprawdę danie wyjątkowe, warte spróbowania.


czwartek, 4 października 2012

Sałatka z tuńczykiem, która pamięta jeszcze moje licealne czasy


O sałatkach mogłabym pisać bez końca. Przez lata w Polsce znana była chyba tylko jedna jedyna sałatka warzywna (nota bene do dziś jedna z moich ulubionych). Kilkanaście lat temu nastąpił w naszym kraju sałatkowy boom. Nie było imprezy, żeby na stole nie znalazło się kilka rodzajów rozmaitych sałatek, jak grzyby po deszczu wyrastały bary sałatkowe. Pamiętam, że robiłam ich wtedy mnóstwo. Były to czasy, kiedy nie mieliśmy jeszcze dzieci, więc dość często wpadali do nas znajomi. Zawsze miałam w domu produkty na jakąś sałatkę. Od kilku lat jednak nie robię ich już tak często jak kiedyś. Czyżby moda powoli przemijała i ustępowała miejsca innym potrawom, np. tartom?
Otworzyłam niedawno mój folder z przepisami w komputerze i uświadomiłam sobie, że mam tam mnóstwo receptur na bardzo smaczne sałatki, o których już prawie zapomniałam! Z wieloma z nich mam związane rozmaite wspomnienia, bo gościły w moim menu w różnych okresach mojego życia. Dziś chciałam zaprezentować jedną z najstarszych, jakie znam. Zaczęłam ją robić jeszcze w liceum, ponieważ przepis mam od jednej z moich licealnych przyjaciółek, Doroty. Zawsze chyba już będzie mi się kojarzyć z naszymi babskimi spotkaniami przy kawie, potem przy winie. Teraz spotykamy się już bardzo rzadko, a ja postanowiłam odświeżyć ten stary przepis i szkolne wspomnienia.

Składniki:

100 - 125 g ryżu
1 puszka tuńczyka w sosie własnym
2 ogórki kiszone
papryka konserwowa
1 puszka kukurydzy
curry
1 łyżka majonezu
sól
pieprz

Ryż ugotować tak, aby był miękki, ale sypki. Ostudzić. Dodać odsączonego tuńczyka. Paprykę (3-4 ćwiartki) i ogórki pokroić w kostkę i dodać do ryżu. Kukurydzę odsączyć, następnie dodać do sałatki. Doprawić do smaku curry, solą i pieprzem. Dodać majonez i wymieszać wszystkie składniki.

Sałatka jest nie tylko bardzo smaczna, ale i ładnie wygląda na stole, ponieważ dobór składników sprawia, że jest bardzo kolorowa.



czwartek, 27 września 2012

Faszerowana cukinia


Dziś będzie o cukinii. To dla mnie temat-rzeka, bowiem rodzice mają na działce całkiem płodny krzaczek tego warzywa, który od wczesnego lata do późnej jesieni rodzi po kilka owoców tygodniowo, co daje 3-4 kg na tydzień do przerobienia na różne sposoby. Moja mama zazwyczaj robi z niej przetwory: kiszoną na zupę (która przypomina zupę ogórkową) oraz przepyszną sałatkę z marynowanej cukinii. Ja przez kilka ostatnich lat nauczyłam się przyrządzać z tej jarzyny najrozmaitsze potrawy: placuszki, wszelkiego rodzaju sosy do makaronów, tzw. oszukany ananas, czy też leczo, o którym już pisałam na blogu. Najbardziej jednak lubię cukinię faszerowaną. Jestem bowiem fanką wszelkich faszerowanych warzyw. I dziś, w ostatnich promieniach lata, przygotowałam właśnie faszerowaną cukinię - pewnie ostatnią w tym sezonie.

1 duża cukinia
1 cebula
1/2 kg mielonego mięsa
20 dag sera mozzarella
zioła prowansalskie
sól
pieprz
tłuszcz do smażenia

Cukinię przekroić na pół i wydrążyć. Miąższ pokroić w kostkę. Cebulę obrać i również pokroić w kostkę, następnie podsmażyć. Dodać mielone mięso i dalej smażyć. Na koniec dodać miąższ z cukinii i smażyć jeszcze chwilę - tak, aby z cukinii nie zrobiła się papka. Doprawić do smaku solą, pieprzem i ziołami prowansalskimi. Farsz przełożyć do wydrążonych połówek cukinii. Mozzarellę pokroić w plasterki i położyć na każdej połówce tak, aby przykryć farsz. Przełożyć do brytfanki, podlać niewielką ilością wody i piec ok. 40 min. w temp. 180 stopni.

Pycha!

A o innych faszerowanych warzywach napiszę niebawem.



środa, 19 września 2012

Roladki z piersi indyka


Kiedyś nie mogłam pojąć, dlaczego rodzice zazwyczaj zamawiają dzieciom w restauracjach kurczaka z frytkami, kiedy w menu jest tyle innych pysznych dań, których często nie przygotowuje się na co dzień w domu. Odkąd mam własne dzieci przestałam się dziwić. Przychodzi taki etap w życiu małego człowieka, że chce jeść tylko kurczaka. Mam to szczęście, że moje maluchy uwielbiają również ryby, a na równi z kurczakiem także inny drób. Najlepsze jest oczywiście udko smażone na maśle, ale nie gardzą też kaczką czy gęsią. Od czasu do czasu staram się przygotowywać dla nich jakieś drobiowe wariacje. Ostatnio były to roladki z piersi indyka. Nie są bardzo pracochłonne, a dzieciakom naprawdę smakowały.

6 kotletów z piersi indyka
6 plasterków szynki
6 łyżek startego oscypka
musztarda
sól
pieprz
majeranek
jajko
bułka tarta
tłuszcz do smażenia

Kotlety rozbić. Każdy posmarować z jednej strony musztardą i posypać majerankiem, następnie położyć na każdym plasterek szynki i posypać startym oscypkiem. Do smaku doprawić solą i pieprzem. Zrolować i związać nitką, żeby rolady się nie rozpadły. Obtoczyć w rozmąconym jajku i bułce tartej. Smażyć na patelni w nieco większej ilości tłuszczu niż kotlety schabowe.

sobota, 15 września 2012

Tarta z malinami


Pocztówki z kuchni obchodzą dziś pierwsze urodziny. Z tej okazji polecam tartę z malinami. Dlaczego akurat to ciasto? Po pierwsze dlatego, że maliny to owoce późnego lata i wczesnej jesieni, więc bez problemu można je teraz kupić. Po drugie, w czasie moich wakacyjnych wojaży trafiłam do restauracji Dworek Polski w miejscowości Grochowiska Szlacheckie, której jedną ze specjalności są tarty z sezonowymi owocami. Tego dnia akurat serwowano malinową. Była fantastyczna, a smak tak bardzo zapadł mi w pamięć, że postanowiłam ją zrobić w domu. Nigdy wcześniej nie robiłam tarty z owocami (ja generalnie bardzo rzadko piekę ciasta), zdałam się więc na przepisy z internetu. Jest ich bardzo wiele. W swojej tarcie wykorzystałam po trosze fragmenty każdej ze znalezionych receptur. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania i myślę, że tarty częściej będą gościć na moim stole.

Składniki podaję dla formy o średnicy 30 cm.

Spód wykonuje się z kruchego ciasta - jak na szarlotkę:

250 g mąki krupczatki
150 g masła
3 łyżki cukru
1 jajko
bułka tarta

Przesiać mąkę, dodać masło i posiekać dokładnie nożem. Dodać cukier i jajko, zarobić ciasto nożem i następnie zagnieść ręką. Ciasto włożyć na ok. 1 godz. do lodówki. Po tym czasie rozwałkować ciasto na oprószonej mąką stolnicy. Przełożyć do nasmarowanej masłem i oprószonej bułką tartą formy na tartę. Powierzchnię ciasta nakłuć widelcem. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 190 stopni i podpiec na jasnozłoty kolor.

Krem:

1/2 kg serka mascarpone
1 puszka (ok. 500 ml) mleka zagęszczonego słodzonego
4 jajka

Wymieszać (najlepiej mikserem) ser mascarpone z jajkami i mlekiem skondensowanym. Delikatnie wylać na spód i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Piec przez około 15 minut do czasu aż masa zastygnie. Wyjąć z piekarnika i od razu ułożyć w miarę gęsto maliny (ok. 1/2 kg), delikatnie dociskając je do kremu.



niedziela, 9 września 2012

Łosoś z masłem koperkowym


Dziś znowu będzie o rybach, a to za sprawą wczorajszego obiadu, na który zaprosiłam moją przyjaciółkę. Miałyśmy oglądać zdjęcia z mojego niedawnego pobytu nad morzem, więc pomyślałam, że najlepsza będzie ryba - najlepiej bałtycka. Zdecydowałam się na łososia, który co prawda pewnie przyjechał z hodowli w Norwegii, ale ponieważ postanowiłam upiec rybę w folii, to łosoś najbardziej mi pasował. Uwielbiam rybę z folii, ale robię ją niezmiernie rzadko, ponieważ mąż za nią nie przepada. Wczoraj odkurzyłam stary przepis, według którego przygotowana ryba smakuje prawie wszystkim, nawet mojemu mężowi. To łosoś z masłem koperkowym. Zrobił furorę na chrzcinach mojego starszego synka i uświadomiłam sobie, że od tamtej pory go nie robiłam! Mojej przyjaciółce również smakował i zaraz po obiedzie zapytała: kiedy będzie na blogu? Od razu więc zamieszczam przepis.

6 kawałków ryby
sól

Sos:
1 kostka masła
1/2 cytryny
2 ząbki czosnku
1 pęczek koperku

Masło rozpuścić. Dodać sok wyciśnięty z cytryny, czosnek przeciśnięty przez praskę oraz posiekany koperek. Do sosu włożyć surową posoloną rybę i zostawić na ok. 1 godz. Kawałki ryby wraz z sosem zawinąć w folię aluminiową. Piec 40 min. w piekarniku nagrzanym do 200°C.



czwartek, 6 września 2012

Warszawa ze smakiem: nowa CieKawa kawiarnia na Bemowie


W sobotę na warszawskim Bemowie odbyło się otwarcie nowej kawiarni - przyjaznej zarówno  rodzicom, jak i ich pociechom. Wnętrze nowoczesne, kolorowe, do tego ogrodzony ogródek z również kolorowymi leżakami. Na ścianach półki z książkami. Wewnątrz doskonale wyposażony pokoik zabaw dla dzieci, na zewnątrz dodatkowo zjeżdżalnia.
Można napić się kawy (m.in. mrożonej), herbaty, soków oraz napojów, także z linii bio. Do kawy są pyszne ciasta, a na większy apetyt smacznie wyglądające tarty (np. z oliwkami czy grzybami), które można zjeść na ciepło lub na zimno oraz doskonałe kanapki na ciepło, które zadowolą zarówno wegetarian, jak i amatorów potraw mięsnych. Dla dzieci są tosty, naleśniki oraz świeże owoce.




Zdecydowałam się na kanapkę o nazwie "Włoskie smaki" z pesto, szynką szwarcwaldzką oraz pomidorami i bazylią. Naprawdę mi smakowała i najadłam się. Na deser sernik, ciasto kajmakowe (pycha) oraz babeczka brownie, która szczególnie przypadła do gustu mojemu synkowi. Do picia polecam domowy kompot oraz fantastyczną lemoniadę ze świeżych owoców.




Kawiarnia organizuje imprezy okolicznościowe, także dla dzieci. Na sobotnim hucznym otwarciu było malowanie buziek, zdobienie balonów i bańki mydlane. Dzieciaki były zachwycone, a dorośli mieli chwilę wytchnienia. Kawiarnię odwiedzają klienci w wieku od kilku do kilkudziesięciu lat. Przychodzą mamy, aby spokojnie napić się kawy, kiedy dziecko będzie bawić się w pokoju zabaw, nastolatki na lody po lekcjach oraz panie w różnym wieku na ploteczki z przyjaciółkami. Każdy znajdzie tu miejsce dla siebie. Takich miejsc wciąż brakuje na blokowiskach.

CieKawa Cafe
ul. Powstańców Śląskich 80a