sobota, 29 czerwca 2013

Sałatka z arbuzem Nigelli Lawson


Przyszło lato, a wraz z nim znów wracają upały. W takie dni jak dziś nie mam ochoty na ciepłe, pożywne obiady, więc nieco "odchudzam" moje menu. Zdecydowanie najlepsze na lato są wszelkiego rodzaju sałatki i surówki. Właśnie zaczął się sezon na młode warzywa i dojrzałe owoce, trzeba więc to wykorzystać i najeść się do syta zanim nastąpią jesienne słoty, a potem zima.
Dziś zdecydowałam się na izraelską sałatkę autorstwa znanej brytyjskiej gwiazdy kulinarnej Nigelli Lawson. Kuchnia Nigelli jest w Polsce bardzo popularna. Przepis na tę sałatkę widziałam na kilku stronach internetowych. Są też blogi poświęcone wyłącznie kuchni tej autorki. Ja z jej przepisów korzystam niezmiernie rzadko, ale tę sałatkę bardzo polubiłam odkąd po raz pierwszy zrobiłam ją po którymś z telewizyjnych programów Nigelli. Jest idealna na upały, najlepiej tuż po wyjęciu z lodówki.

Składniki:

1 mała czerwona cebula
2 - 4 limonki, w zależności od soczystości
1,5 kg słodkiego dojrzałego arbuza
250 g sera feta
świeża natka pietruszki
pęczek mięty
3-4 łyżki oliwy z oliwek Extra Virgin
100 g drylowanych czarnych oliwek
czarny pieprz

Cebulę obrać i pokroić w cieniutkie półplasterki, następnie przełożyć do niewielkiej salaterki i namoczyć sokiem z limonki, tak aby zrobiły się bardziej przezroczyste i by wyciągnąć z nich troszkę ostrości. Dwie limonki powinny wystarczyć chyba, że będą one wyjątkowo mało soczyste. Usunąć skórę i pestki z arbuza i pokroić go w niewielkie trójkąty (lub w kostkę). Fetę pokroić na kawałki o podobnych rozmiarach i wszystko włożyć do dużej, szerokiej i płytkiej miski. Oderwać łodyżki z pietruszki, tak by pełniła rolę bardziej liści w sałatce niż przybrania i dodać ją do miski wraz z siekaną miętą. Dodać namoczoną cebulę w pięknym brązowo-fioletowym kolorze, wraz z różowym sokiem oraz dodać oliwę i oliwki, a następnie dłońmi delikatnie wymieszać sałatkę, tak aby feta i arbuz nie straciły swych kształtów. Dodać porządną szczyptę świeżo zmielonego czarnego pieprzu. Na koniec, do dressingu można dodać jeszcze odrobinę soku z limonki.

sobota, 22 czerwca 2013

Truskawkowy sernik


W starszym pokoleniu niewielu jest mężczyzn, którzy na swoje barki wzięli ciężar prowadzenia domowej kuchni. Należy do nich mój teść, który gotuje naprawdę świetnie. Jednak praktycznie nigdy sam nie robi deserów. Mówi, że nie ma do tego serca, ja jednak myślę, że po prostu nigdy nie miał potrzeby pieczenia ciast. Od wielu lat robi tylko jedno - sernik na zimno z owocami (najczęściej z brzoskwinią z puszki), który wychodzi mu fenomenalnie. Ponieważ sezon na truskawki w pełni, postanowiłam zrobić taki sernik z truskawkami właśnie. Po raz pierwszy robiłam sernik na zimno, więc miałam trochę obaw czy się uda. Piekę niewiele ciast i najczęściej takie, które wyrabia się mikserem, przelewa do foremki i piecze. Tutaj stopień skomplikowania jest trochę większy, ponieważ ciasto składa się z dwóch warstw - sernika i galaretki, które muszą się idealnie połączyć. Okazuje się jednak, że nie jest to bardzo trudne, a sernik na zimno jest idealny na upały.

Składniki:

1 kg waniliowego serka homogenizowanego
50 g żelatyny spożywczej
1/2 kostki masła
2 żółtka
1/2 szklanki + 1 łyżka cukru
1 torebka cukru waniliowego
40 dag truskawek
2 opakowania galaretki truskawkowej

Serek wymieszać z cukrem oraz cukrem waniliowym. Żółtka utrzeć na kogel mogel z łyżką cukru, dodać do sera i ponownie wymieszać. Masło rozpuścić. Żelatynę rozpuścić w 3/4 szklanki gorącej wody i dodać do gorącego masła. Wymieszać, następnie dodać do masy serowo-jajecznej i całość bardzo dokładnie wymieszać. Dodać owoce (część zostawić do przybrania) i przełożyć do tortownicy. Wstawić do lodówki na ok. 1 godz. do ostygnięcia. 
Galaretkę przygotować zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Ostudzić do temperatury pokojowej. Galaretka nie może być ani za ciepła, ponieważ wówczas rozpuści ser i zabarwi się na mleczny kolor, ani za zimna, bo wtedy będzie się odklejać od serowego spodu. Na zastygniętej masie serowej ułożyć pozostałe truskawki i zlać galaretką. Wstawić do lodówki do całkowitego zastygnięcia.



niedziela, 16 czerwca 2013

Karkówka na grill i do garnka


Słyszałam opinię, że wiele przepisów na smaczne i znane dziś potrawy jest dziełem przypadku. Ot, kucharz dodał czegoś za dużo lub pomylił składniki. Podejrzewam, że może to być prawda, ponieważ jedna z ulubionych potraw moich chłopaków oraz odwiedzających nas gości swój początek też ma poniekąd z przypadku. Kilka lat temu wybieraliśmy się na działkę z nastawieniem na grillowanie, więc poprzedniego dnia zamarynowałam karkówkę. Okazało się jednak, że z wypadu na wieś nici, a ja zostałam z kawałkami mięsa przygotowanymi do grillowania. Postanowiłam wrzucić kotlety na patelnię i usmażyć. I tu znów wystąpiły nieprzewidziane okoliczności. Miałam starą patelnię, więc kotlety zaczęły mi przywierać do dna. Podlałam je wodą i udusiłam do miękkości. Choć nie był to zamierzony efekt, wszyscy zajadali się mięciutkim rozpływającym się w ustach mięsem w fantastycznym sosie. Duszona karkówka od tamtej pory bardzo często gości na naszym stole, także w czasie bardziej uroczystych spotkań rodzinnych.

Składniki:

6 kotletów z karkówki
2 cebule

Marynata:

6-8 łyżek oliwy
3 ząbki czosnku
1 łyżeczka majeranku
1 liść laurowy
1 łyżka musztardy
sól
pieprz

Kotlety lekko rozbić. Cebulę obrać i pokroić w plastry. Przygotować marynatę: do musztardy dodać czosnek przeciśnięty przez praskę, majeranek, pokruszony liść laurowy oraz do smaku sól i pieprz. Na końcu dodać oliwę i wszystko wymieszać. Natrzeć kotlety marynatą, ułożyć w naczyniu naprzemiennie z plastrami cebuli i wstawić na noc do lodówki.
Następnego dnia karkówkę można usmażyć na grillu lub udusić. W tym drugim przypadku należy kotlety (wraz z marynatą) podsmażyć na patelni z obu stron na złoto. Następnie podlać wodą i udusić do miękkości. Nie należy się przejmować, że cebula praktycznie rozpłynie się w sosie. Nada mu to słodkawy charakterystyczny smak. 

Karkówkę w wersji duszonej szczególnie lubią dzieci.



sobota, 15 czerwca 2013

Botwinka


Wiosna powoli się kończy i ustępuje miejsca latu. U mnie w kuchni dziś ostatni wiosenny akcent, czyli jedna z moich ulubionych zup - botwinka. Uwielbiam buraki pod każdą postacią. Moi chłopcy niestety nie podzielają mojego uwielbienia dla botwinki, co jest o tyle dziwne, że bardzo lubią barszcz oraz buraczki na ciepło do obiadu. Chyba nie pasują im kawałki buraczanych liści pływające w zupie i dlatego botwinkę robię tylko raz w roku - bardziej dla siebie niż dla nich.

Składniki:

ok. 1 kg mięsa wołowego na rosół (szponder, łata, pręga)
2 marchewki
2 pietruszki
1 mały seler (lub 1/2 dużego)
1 por
4 ziarenka ziela angielskiego
4 ziarenka czarnego pieprzu
1 liść laurowy
2 pęczki botwinki
200 ml kwasu buraczanego
200 ml śmietany
sól
pieprz

Mięso i obraną włoszczyznę zalać 1,5-2 l zimnej wody (tak, by woda przykryła mięso). Gotować początkowo na dużym ogniu, a gdy zacznie wrzeć, zmniejszyć płomień i dalej powoli gotować. W międzyczasie zebrać szumowiny i dodać przyprawy. Gdy mięso i warzywa zmiękną, wyjąć je i przecedzić wywar.
Botwinkę umyć, pokroić w paski i ugotować pod przykryciem w niewielkiej ilości wody. Ugotowaną botwinkę przełożyć do wywaru mięsno-warzywnego. Wlać kwas buraczany. Doprawić całość solą i pieprzem, dodać śmietanę i zagotować. Gdyby zupa była za mało kwaśna można dodatkowo zakwasić sokiem z cytryny (do smaku).
Ja podaję botwinkę z gotowanymi ziemniakami okraszonymi cebulką zrumienioną na maśle tak jak jadało się ją w moim rodzinnym domu, ale w karczmie na terenie skansenu w Maurzycach koło Łowicza jadłam niedawno botwinkę z jajkiem na twardo - jak w chłodniku. Nie przepadam za jajkami, więc zdecydowanie polecam ziemniaki.

środa, 12 czerwca 2013

Pieczona kaczka z jabłkami w cydrze


Pieczona kaczka to ulubione danie mojego starszego synka, dlatego jest to najczęściej zamawiana przez nas potrawa w niemal wszystkich restauracjach, które odwiedzamy. Ku zdziwieniu kelnerów moje pięcioletnie dziecko potrafi samo zjeść porcję skaładającą się z ćwiartki kaczki! Ten gatunek drobiu gości również często w naszym domowym menu. Najczęściej piekę kaczkę w całości i wówczas pokrojone w ćwiartki jabłka wraz z kilkoma ząbkami czosnku wkładam do jej wnętrza i zaszywam. Zdarza się jednak, że kupujemy tylko kacze udka. Jabłka trzeba wtedy udusić oddzielnie. Ostatnio odkryłam fantastyczną recepturę na jabłka duszone w cydrze idealnie pasujące do kaczki! Zaczerpnęłam ją z kolejnego odcinka podróży kulinarnych Roberta Makłowicza - tym razem do Irlandii. Tam sos ten podaje się do kotletów wieprzowych i taki właśnie przepis pokazany był w programie, ja natomiast postanowiłam wykorzystać go po swojemu, czyli do kaczki właśnie. Efekt był piorunujący!

Składniki:

1 kaczka w całości lub poporcjowana
3 jabłka
2 łyżki masła
2 łyżeczki brązowego cukru
150 ml wytrawnego cydru
1 łyżka octu jabłkowego (z braku octu jabłkowego użyłam zwykłego winnego)
musztarda gruboziarnista (francuska, choć mi najbardziej smakuje musztarda kaszubska)
gałązka tymianku
2 ząbki czosnku
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
majeranek
tłuszcz do wysmarowania brytfanny

Kaczkę umyć, osuszyć, następnie natrzeć solą, pieprzem i majerankiem i odstawić na noc do lodówki. Nazajutrz przełożyć do wysmarowanej tłuszczem brytfanny. Piec ok. 2 godz. w temperaturze 180 stopni od czasu do czasu podlewając wytopionym tłuszczem (gdyby było go zbyt mało, podlać mięso odrobiną wody). Tuż przed końcem pieczenia na patelni rozgrzać masło. Dodać obrane, pokrojone w ćwiartki jabłka i lekko je zrumienić. Do jabłek dodać drobno posiekany czosnek i cukier. Dusić razem ok. minuty, następnie wlać cydr i ocet, dodać musztardę oraz tymianek i gotować chwilę, aż płyn się trochę zredukuje i składniki się połączą, tworząc jednolity sos. Jabłka powinny być miękkie, ale pozostać w całości.

Hołdując zasadzie, że jaki alkohol został użyty do sosu, taki powinien znaleźć się także w kieliszku,  kaczkę popijaliśmy cydrem

Przy okazji nasunęła mi się pewna refleksja dotycząca cydru. Ten niskoalkoholowy napój owocowy (najczęściej jabłkowy lub gruszkowy) jest bardzo popuarny we Francji, Irlandii i Wielkiej Brytanii, natomiast prawie nieznany w Polsce, co jest dziwne, gdy pomyśli się o skali emigracji Polaków do tych karjów (szczególnie dwóch ostatnich). Gdy podjęłam decyzję o przygotowaniu jabłek w cydrze, musiałam się naprawdę mocno naszukać tego gatunku alkoholu w warszawskich sklepach. Największy wybór jest w sieci Piotr i Paweł, pojedyncze gatunki w specjalistycznych sklepach z alkoholami świata. Natomiast w jednym z osiedlowych sklepików spożywczych udało mi się znaleźć ciekawostkę - cydr rodzimej produkcji! Nosi nazwę X Cider i produkuje go firma Plus H2O Drinki. Niestety nie jest on jedynie wynikiem fermentacji owoców jak prawdziwy cydr, ale zawiera dodatek koncentratu owocowego. Do sosu jednak nadał się doskonale!

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Gnocchi di Sauris con kummel e speck według Roberta Makłowicza

Uwielbiam podróże kulinarne Roberta Makłowicza. Dotąd nie oglądałam ich szczególnie regularnie, jednak od kiedy TVP emituje powtórki starych odcinków staram się nie przegapić żadnego. Niedawno trafiłam na relację z wyprawy do regionu zwanego Wenecją Julijską. Jedną z prezentowanych potraw były gnocchi di Sauris con kummel e speck, czyli kluseczki gnocchi z Sauris z kminkiem i szpekiem. Mój mąż krzkynął: "Chcę to na obiad!". Pomyślałam: czemu nie. Potrawa prosta do wykonania, szpek bez problemu można kupić w sieci Lidl, resztę składników miałam w domu. Wyszło smacznie, choć dla dzieciaków sos był zbyt intensywny w smaku. Natomiast przypominające nasze kopytka gnocchi z kminkiem - rewelacja!
Przepis można znaleźć na stronie Roberta Makłowicza: www.maklowicz.pl w zakładce Przepisy z podróży. Poniżej przepis w dosłownym brzmieniu.

Składniki:

ok. 300 g mąki
2 jajka
4-5 dużych ziemniaków
2-3 łyżeczki kminku
150 ml słodkiej śmietanki
100 g szpecku (dojrzewającej wędzonej szynki lub boczku)
1 łyżka masła
kilka łyżek świeżo startego parmezanu
sól
pieprz


Ugotowane ziemniaki rozgnieść na puree, dosypać mąkę, wbić jajka i drobno posiekany kminek. Wyrobić dość twarde ciasto, w razie potrzeby dosypując nieco mąki.  Ciasto przełożyć na oprószoną mąką deskę, odcinać z niego kawałki, formować z nich wałki i odcinać kluski wielkości i kształtu kopytek. Gotować w osolonym wrzątku do wypłynięcia, odcedzić. Na patelni rozgrzać masło i zezłocić na nim szpek. Następnie wlać na patelnię słodka śmietankę, posolić i popieprzyć. Gotować do zgęstnienia sosu. Kluski przełożyć na patelnię z sosem, ew. podgrzać, wymieszać, podawać posypane startym parmezanem.


Na pewno zrobię więcej dań z przepisów wypatrzonych w programach "Makłowicz w podróży". W pierwszej kolejności będą to tunezyjski kurczak po berberyjsku oraz kotleciki jagnięce z sosem miętowym i puree z zielonego groszku rodem z Anglii. 

niedziela, 2 czerwca 2013

Królik duszony w białym winie (na dziko)


Kiedy myślę o potrawach z królika, zawsze jako nieodłączny element ich przygotowania kojarzy mi się białe wino. Ostatnio serwowałam królicze mięso podczas obiadu z okazji pierwszych urodzin mojego starszego synka, czyli ponad cztery lata temu. Wówczas zdecydowałam się na bardzo delikatny sos winno-śmietanowy. Tym razem jednak wybrałam danie o nieco bardziej zdecydowanym smaku, czyli królika w wersji na dziko - z białym winem oczywiście!

Składniki:

1 królik
250 g wędzonego boczku
2 cebule
kilka suszonych grzybów
1 szklanka białego wina (wytrawnego)
1 szklanka bulionu
1 łyżeczka rozmarynu
1 łyżeczka mąki
sól
pieprz

Grzyby zalać gorącą wodą i odstawić do namoczenia. Królika umyć, wysuszyć i poprocjować. Boczek pokroić w kostkę i wytopić na patelni. Zrumieniony boczek zdjąć z patelni, zaś na tłuszczu, który się wytopił zrumienić kawałki królika. Gdyby tłuszczu było za mało można dodać masło. Przełożyć mięso do rondla, dodać boczek oraz cebulę obraną i pokrojoną w półplasterki. Wlać wino i bulion oraz grzyby wraz z wodą, w której się moczyły. Doprawić solą, pieprzem i rozmarynem. Dusić pod przykryciem ok. godziny. Pod koniec duszenia wymieszać mąkę z niewielką ilością wody i dodać do sosu. Całość zagotować. Idealnie komponuje się z kaszą gryczaną.