niedziela, 27 listopada 2011

Szwedzka sałatka śledziowa

Niedawno miałam przyjemność brać udział w uroczystej inauguracji działalności Fundacji Naukowej Norden Centrum zajmującej się rozwijaniem kontaktów pomiędzy Polską i innymi państwami Europy Środkowej i Wschodniej a krajami nordyckimi (Danią, Finlandią, Islandią, Norwegią i Szwecją). Uświadomiłam sobie przy okazji, że kuchnia skandynawska nie jest w naszym kraju na tyle popularna jak na to zasługuje, nie licząc szwedzkich produktów spożywczych dostępnych w sieci sklepów Ikea. Niektóre są naprawdę smaczne np. kabanosy i salami z mięsa renifera i łosia czy ikra ze śledzia. I wcale nie są to produkty dla turystów czy eksportowe. W Szwecji można je kupić w każdym supermarkecie.
Jednak w kuchni wszystkich krajów skandynawskich królują śledzie. Aby pozostać wśród szwedzkich kulinariów, proponuję dziś sałatkę śledziową rodem właśnie z tego kraju.

Składniki:

0,5 kg solonych filetów śledziowych
3 buraki
5 ogórków konserwowych
cebula

Na sos:

3 łyżki majonezu
pół szklanki kwaśniej gęstej śmietany
sól
pieprz
pół łyżeczki soku z cytryny
pół łyżeczki cukru

Filety śledziowe namoczyć, po kilku godzinach osuszyć i pokroić. Buraki ugotować i pokroić w kostkę. Ogórki pokroić w plasterki. Składniki sosu dokładnie wymieszać, połączyć osobno z burakami, osobno z ogórkami i włożyć na godzinę do lodówki. Cebulę pokroić w krążki. Na półmisku ułożyć pośrodku pokrojone w nieduże kawałki śedzie, a po bokach buraczki w sosie i ogórki w sosie. Całość posypać krążkami cebuli.

Przepis był publikowany w bezpłatnej gazetce rozdawanej w sieci nieistniejących już sklepów spożywczych Albert.

czwartek, 24 listopada 2011

Ryba w sosie z duszonych porów

Jutro piątek, a więc idealny dzień na rybę. Ostatnio trochę przejadła mi się klasyczna ryba smażona na patelni i wraz z mężem zaczęliśmy stosować trochę bardziej wymyślne przepisy oraz sami wymyślać rozmaite dodatki, które zwykłą rybę mogłyby zamienić w niecodzienny obiad. Bezkonkurencyjny był szczupak w warzywach przygotowany ostatnio przez mojego męża, w dodatku w tajemnicy. Miałam fantastyczną i przepyszną niespodziankę. Jestem też fanką wszelkich sosów do ryb i dziś chciałabym polecić właśnie jeden z moich sosów: serowo - porowy. Najbardziej sprawdza się do ryb słodkowodnych, które mają bardziej "rybi" posmak, ale urozmaici również rybę morską.

Składniki dla 4 osób:

4 porcje smażonej ryby
0,5 l śmietany
1 ser camembert
2 pory
sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Pokrojone w plasterki pory udusić. W oddzielnym garnku zagotować śmietanę i rozpuścić w niej ser tak, aby nie było grudek. Doprawić do smaku solą, pieprzem i startą gałką muszkatołową. Dodać uduszone wcześniej pory. Wszystko wymieszać. Podaną na talerzu rybę polać sosem lub przełożyć sos do sosjerki, aby każda osoba mogła sama nałożyć odpowiednią dla niej ilość sosu.
Sos jest na tyle delikatny, że nie zdominuje ryby, a raczej podkreśli jej smak.


sobota, 19 listopada 2011

Śniadanie dla małych niejadków

Wielu rodziców zna na pewno ten poranny koszmar, który zaczyna się zwykle od słów "nie chcę kaszki", "nie lubię mleka", "nie będę tego jeść". Potem zaczyna się namawianie na zjedzenie choć łyżeczki kaszki i bieganie za dzieckiem z miseczką lub kanapką, żeby wcisnąć mu do ust choć kęs, który będzie potem żuło przez kolejne pół godziny. Takie śniadania nie są przyjemnością ani dla rodziców, ani dla dziecka. A wystarczy trochę wyobraźni i ze zwykłego śniadania można zrobić na prawdę fajną zabawę.
Najprostszy pomysł to jajko sadzone, które wcale nie musi bezładnie rozlewać się na patelni. W sklepach dostępne są rozmaite formy, do których na patelni wbija się jajko, aby miało ciekawy dla dziecka kształt. My mamy "męskie" auto, ale widziałam także serca, kwiatki czy gwiazdki.



Kanapki to nie tylko pieczywo posmarowane masłem, na którym kładziemy wędlinę lub ser. Można na nich wyczarować rozmaite obrazki: twarze, łódki czy telefon. Na pewno maluch chętniej zje taką ozdobną kanapkę, a jej przygotowanie nie zabiera dużo więcej czasu niż zrobienie "zwykłej" kanapki.


Na śniadanie na wesoło idealnie nadają się jajka na twardo. Mogą posłużyć do wykonania fajnych i prostych potraw, które zachwycą każde dziecko. Mogą to być myszki, łódki, jeżyki czy cokolwiek innego, co podsunie nam wyobraźnia. W każdej lodówce znajdą się na pewno składniki, które pozwolą na wyczarowanie czegoś niezwykłego dla najbardziej wymagających brzuszków. 


Fajnym pomysłem jest wciągnięcie maluchów do zabawy i wspólne przygotowanie śniadania. Zrobione własnoręcznie na pewno bardziej będzie im smakowało. Polecam szczególnie na rodzinną sobotę lub niedzielę. 
Część pomysłów podpatrzyłam w telewizji Mini Mini+, którą ogląda mój starszy synek, pozostałe to moja wyobraźnia. Myślę, że każdy rodzic ma nieograniczoną ilość takich koncepcji. Teraz np. przyszły mi do głowy zimowe kanapki z bałwankami wykonanymi z twarogu. Nos może być z kawałka marchewki, oczy z pieprzu, kapelusz z kawałka pomidora lub ogórka, a miotła z natki pietruszki. Może być też kanapka z autem z twarożku, którego koła będą z plasterków rzodkiewek lub ogórka. Możliwości jest mnóstwo. Codziennie można wyczarować coś innego. Ograniczeniem jest jedynie nasza wyobraźnia i zawartość lodówki.


piątek, 11 listopada 2011

Na Świętego Marcina najlepsza gęsina

11 listopada to przede wszystkim Święto Niepodległości, ale dniu temu patronuje także Św. Marcin. Co roku w Poznaniu na ul. Święty Marcin odbywają się sięgające tradycją jeszcze czasów średniowiecznych imieniny ulicy z barwnym pochodem. Specjalnie na tę okoliczność piecze się rogale świętomarcińskie z nadzieniem z białego maku, które tego dnia w Wielkopolsce cieszą się takim powodzeniem jak pączki w Tłusty Czwartek.
W polskiej tradycji kulinarnej 11 listopada piekło się gęś. Zwyczaj ten sięga XVII w. i wziął się od tradycyjnego końca tuczu gęsi. Właśnie od listopada zaczynało się ich spożycie, zaś 11 listopada koniec tuczu obchodzono w sposób odświętny piekąc gęś i spożywając ją w rodzinnym gronie. Do dziś funkcjonują przysłowia z tym związane: "Na świętego Marcina dobra gęsina" czy bardziej drastyczne "Święto Marcina dużo gęsi zarzyna". Zwyczaj ten znany jest również w innych krajach Europy i związany jest z kultem Św. Marcina z Tours (316-397).
Historia splotła zwyczaj pieczenia gęsi z narodowym świętem i dzięki temu tak jak Amerykanie mają swoje indyki na Święto Dziękczynienia tak Polacy na Święto Niepodległości powinni przygotowywać gęś. Uważam, że takie tradycje powinno się pielęgnować. My jedliśmy dziś całą rodziną gęś przygotowaną przez moją mamę według przedwojennego przepisu:

gęś
majeranek
10 dag cebuli
1 kg jabłek
8-10 dag masła
sól

Tłustą młodą gęś wymyć, wymoczyć, osuszyć płótnem, a na godzinę przed pieczeniem osolić, natrzeć majerankiem, nakłaść w nią jabłek, zaszyć i piec na rożnie lub w piekarniku (w temperaturze 180-200 stopni) 2-3 godz., podlewając z początku wodą, potem sosem z brytwanny. Na dopiekaniu posypać krajaną w talarki cebulą, a gdy się ta zrumieni, rozebrać gęś, ułożyć na półmisku, najpierw
części grzbietowe, na wierzchu udka i piersi, poczem naokoło obłożyć tem, czem była nadziana i polać sosem. Do gęsi podaje się buraczki lub kapustę na kwaśno.
(M. Gałecka, H. Kulzowa, "Kuchnia polska", wyd. IV, Warszawa 1934 r.)

wtorek, 8 listopada 2011

Dobra Kasza... Moja

Zakopane "Dobra Kasza Nasza" - luty 2011 r.

W miejscu słynnego "Poraju" w Zakopanem jest teraz restauracja o nazwie "Dobra Kasza Nasza". Obszerne "plastikowe" wnętrze i zbyt głośna muzyka w niczym nie przypominają klimatycznej, ciasnej salki "Poraju", który bardzo lubiłam. Do odwiedzenia lokalu podczas mojej ostatniej wizyty w Zakopanem skusiło mnie jednak menu, w którym znaleźć można kilka rodzajów kaszy zapiekanej w piecu. Nigdy wcześniej takiej nie jadłam, więc postanowiłam spróbować i... zachwyciły mnie te kasze. Fantastyczne zestawienie składników, do tego doskonale dobrane sosy - po prostu pycha. Takie kasze są doskonałą alternatywą dla modnych od kilku lat makaronów. Po pierwsze są zdrowsze, a po drugie bardziej zakorzenione w polskiej tradycji kulinarnej.
Zainspirowana kaszami, które jadłam w restauracji "Dobra Kasza Nasza" postanowiłam przygotować coś podobnego w domu. Tylko ja swoich kasz nie zapiekam w piecu, ale robię je na patelni i również są fantastyczne w smaku. Dotąd wypróbowałam trzy rodzaje kaszy z bogatego menu restauracji, modyfikując jednak nieco składniki w stosunku do oryginałów.

Pierwsza to kasza gryczana z boczkiem, cebulą i suszonymi śliwkami. Boczek (wędzony) trzeba podsmażyć na patelni, następnie dodać pokrojoną w półtalarki cebulę, a kiedy się zrumienią dodać pokrojone suszone śliwki. Dołożyć wcześniej ugotowaną kaszę i wszystko wymieszać. Doprawić solą, pieprzem i rozmarynem. Do tej kaszy doskonale pasuje sos barbecue.


Druga to kasza jęczmienna z białą kiełbasą, cebulą i jabłkiem. Gotowaną białą kiełbasę (np. z żurku) pokroić na plasterki i podsmażyć na patelni. Dodać pokrojoną w półtalarki cebulę. Pod koniec smażenia dodać pokrojone w kostkę jabłko, najlepiej kwaśne. Trzeba pamiętać, aby wówczas już zbyt długo nie smażyć, bo jabłko bardzo szybko mięknie i może się rozpaść, a powinno być w kawałkach. Dołożyć wcześniej ugotowaną kaszę i wszystko wymieszać. Doprawić solą, pieprzem i majerankiem. Do tego dania pasuje z kolei sos chrzanowy.


Trzecia to kasza sezonowa - jesienna z dodatkiem dyni i piersi z indyka. Nowość w karcie zakopiańskiej restauracji. Nie jadłam w lokalu, ale postanowiłam wypróbować w domu. Pierś z indyka pokroić w kostkę i usmażyć na patelni. Dodać pokrojoną w półtalarki cebulę. Pod koniec smażenia dodać pokrojoną w kostkę dynię i tak jak w przypadku jabłka smażyć jeszcze chwilę aż dynia zmięknie, ale nie rozpadnie się na papkę. Dołożyć wcześniej ugotowaną kaszę jaglaną (ja dziś niestety nie miałam jaglanej i zastąpiłam ją jęczmienną) i wszystko wymieszać. Doprawić solą, pieprzem i mieszanką majeranku oraz ziół prowansalskich. Podawać z sosem czosnkowym.


Ja do wszystkich swoich kasz dodatkowo serwuję zsiadłe mleko lub kefir. Wówczas obiad ma bardziej swojski, wiejski wyraz.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Marynowana dynia nie tylko do mięsa

Wczoraj wspomianłam o marynowanej dyni i zaraz posypały się prośby o podpowiedź jak ją wykonać. Ja dynię przeznaczoną do marynowania kroję w kostkę. Specjalnie nie podaję ilości, bo każdy sam decyduje, ile słoików chce zrobić na zimę. Ja zazwyczaj w ciągu całej zimy zużywam trzy, góra cztery słoiki. Gotuję ją na półtwardo. Trzeba naprawdę bardzo pilnować, aby się nie rozgotowała. W oddzielnym garnku przygotowuję marynatę z wody i octu (w proporcjach 2:1), z dodatkiem soli, cukru (do smaku) i goździków (ok. 3-4 szt. na słoik). Można dodać także wanilię w laskach (1 laska na słoik), ale ja nigdy tego nie praktykowałam. Wszystkie składniki trzeba zagotować. Odsączoną, ostudzoną dynię przekładam do wypasteryzowanych słoików i zalewam gorącą marynatą. Zakręcam słoiki i już nie pasteryzuję. 


Marynowana dynia to fantastyczny dodatek do mięs, ale nie tylko. Jest rewelacyjna także do sałatek. Jedna z moich ulubionych to właśnie sałatka z marynowaną dynią i kurczakiem. To przepis mojej koleżanki z liceum, a ja robię tę sałatkę nieprzerwanie od momentu, kiedy skosztowałam ją po raz pierwszy ponad 10 lat temu! 

Składniki:

1 słoiczek dyni marynowanej (jeśli ktoś nie marynuje dyni sam, to może być również kupna)
1 pomarańcza
25 dag piersi z kurczaka – ugotowana lub upieczona
1 czerwona cebula
1 puszka kukurydzy
3 łyżeczki posiekanych orzechów laskowych
2 łyżki rodzynek

Sos:
½ szklanki jogurtu naturalnego
3 łyżki majonezu
½ łyżeczki musztardy
Sól
Pieprz

Pierś kurczaka i pomarańczę pokroić w kostkę, cebulę w plasterki. Dodać dynię, kukurydzę, orzechy i rodzynki i zalać sosem. Wymieszać. Idealna na przystawkę. 

niedziela, 6 listopada 2011

Jesienny makaron z dynią

Listopad to czas zbiorów dojrzałych, soczystych dyń. Można z nich wyczarować rozmaite potrawy i przetwory. Ja co roku robię marynowaną do słoików na zimę, która potem idealnie nadaje się do mięsa. 
Wczoraj mój mąż spędzał cały dzień poza domem, a ja umówiłam się na obiad z koleżanką. Pomyślałam, że na takie babskie pogaduchy idealny będzie makaron. Kiedyś moja przyjaciółka ugościła nas pysznym makaronem z dynią (przepis był z jakiejś kolorowej gazety), a ponieważ koleżanka, z którą się umówiłam jest wegetarianką, uznałam że taki makaron będzie idealny na nasze spotkanie. Nie pomyliłam się - wyszedł fantastycznie!

Składniki na 2 porcje:

makaron penne
1/2 małej dyni
1/2 filiżanki płynnej śmietanki 18%
5 łyżek masła
3 szalotki lub czerwona cebula
4 łyżki tartego parmezanu
sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Dynię trzeba obrać i oczyścić z pestek. Pokroić w kostkę. Na patelni, na małym ogniu rozpuścić masło, dodać pokrojone cebulki, doprawić solą i dusić je powoli, pod przykryciem około 10 minut, nie zrumieniając. Dodać pokrojoną dynię i doprawić szczyptą startej gałki muszkatołowej. Przykryć i dusić powoli aż dynia będzie miękka pamiętając jednak o tym, że dynia szybko się gotuje i trzeba uważać, aby jej nie rozgotować na papkę. Dodać śmietankę, 2 łyżki parmezanu oraz przyprawić solą i pieprzem. Jeśli sos jest zbyt gęsty dodać odrobinę gorącej wody. Do sosu dodać ugotowany makaron. Wymieszać, rozłożyć na dwa talerze i posypać pozostałym parmezanem.

Do takiego makaronu bardziej pasuje białe wino, ale moja koleżanka na stałe mieszka we Francji i przywiozła fantastyczne wytrawne czerwone wina, więc piłyśmy wyśmienitego burgunda.