wtorek, 17 grudnia 2013

Wokół świątecznego stołu: pierniczki miodowo-korzenne

Wielu moich znajomych spotyka się przed Świętami, aby wspólnie z przyjaciółmi lub rodziną piec świąteczne pierniki. To nie tylko dobra okazja do przedświątecznego spotkania, zwłaszcza z tymi, z którymi nie zobaczymy się już przy świątecznym stole, ale także doskonała zabawa nie tylko dla najmłodszych, ale także dla ich rodziców. Wspólne wykonanie i zdobienie ciastek sprawia radość chyba wszystkim. Ja piekłam pierniki z moimi małymi synkami. Robiliśmy je pierwszy raz, ale dość często pieczemy razem kruche ciasteczka, bowiem chłopcy uwielbiają wycinać rozmaite kształy z ciasta i mają ogromną satysfakcję z samodzielnego wykonania słodyczy. Pierniki nadają się zarówno do jedzenia, jak i jako ozdoby na choinkę.

Składniki:

3 szklanki mąki
1/2 kostki ciepłego masła lub margaryny + tłuszcz do posmarowania blachy
4-5 łyżek miodu
2 jajka + ewentualnie 1 białko do smarowania
1 łyżeczka amoniaku
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka imbiru
1 łyżeczka gałki muszkatołowej
5-6 goździków
szczypta pieprzu
aromat pomarańczowy

Mąkę przesiać. Amoniak rozpuścić w niewielkiej ilości wody. Miód podgrzać, aby się rozpuścił. Do mąki dodać masło (lub margarynę), następnie miód, amoniak, jajka oraz przyprawy (goździki dobrze utłuc w moździerzu) i aromat. Przyprawy można zastąpić gotową przyprawą korzenną do piernika. Wyrobić ciasto, następnie przełożyć na oprószoną mąką stolnicę i rozwałkować do grubości ok. 3 mm. Wyciąć foremkami pierniczki i ułożyć je na blasze posmarowanej tłuszczem. Jeśli mają być błyszczące, posmarować każdy białkiem. Można je też dowolnie ozdobić (my użyliśmy kolorowych kuleczek cukrowych). Piec w temperaturze 200 stopni do zrumienienia (ok. 7 min.). Przechowywać w zamkniętym naczyniu (najlepiej w puszce lub słoju), aby nie wyschły.




poniedziałek, 16 grudnia 2013

Wokół świątecznego stołu: barszcz postny

Gdy w zeszłym roku po raz pierwszy urządzałam rodzinną Wigilię u siebie w domu, miałam nie lada dylemat, jaką zrobić zupę: tradycyjny barszcz postny, czy grzybową według przepisu mojego teścia, która jest jedną z najlepszych zup, jakie kiedykolwiek jadłam i jedną z moich ulubionych potraw w ogóle. Zwyciężył barszcz. W tym roku spędzamy Wigilię u rodziców męża i już nie mogę doczekać się grzybowej. Jednak dla dzieciaków, które za małe są, by jeść grzyby, zrobię barszcz, który uwielbiają. To właściwie ostatni moment, aby zacząć robić zakwas. Mój stoi w ciepłym miejscu już od wczoraj.

Zakwas:

4-5 buraków
3-4 ząbki czosnku
1 kromka razowego chleba

Buraki umyć, obrać i pokroić w plastry. Ułożyć w szklanym lub kamionkowym naczyniu warstwami - tak aby pomiędzy burakami znalazł się czosnek. Zalać przegotowaną, ostudzoną wodą, która powinna minimalnie zakrywać buraki. Na wierzchu położyć kromkę chleba. Przykryć ściereczką i odstawić na 4-5 dni w ciepłe miejsce. Po tym czasie zdjąć pianę, która utworzyła się na wierzchu. Przelać zakwas do wyparzonych butelek. Trzymać w chłodnym miejscu - wówczas można przechowywać go nawet do kilku miesięcy.

Barszcz:

2 marchewki
2 pietruszki
por
seler
4 buraki
4 ziarenka ziela angielskiego
4 ziarenka czarnego pieprzu
1 liść laurowy
6-8 suszonych grzybów
1/2 l zakwasu
sól
pieprz
cukier
majeranek

Grzyby włożyć do kubka, zalać gorącą wodą i odstawić, aby zmiękły. Obraną włoszczyznę i buraki wraz z pieprzem, zielem angielskim i liściem laurowym zalać 1,5-2 l zimnej wody. Gotować początkowo na dużym ogniu, a gdy zacznie wrzeć, zmniejszyć płomień i dalej powoli gotować. Ugotowane warzywa wyjąć. Wywar przecedzić, dodać do niego grzyby wraz z wodą, w której się moczyły i jeszcze chwilę gotować. Na końcu dodać zakwas. Podgrzać nie doprowadzając do zagotowania, aby barszcz nie stracił koloru. Doprawić do smaku solą, pieprzem i majerankiem, ewentualnie cukrem. Do barszczu można wkroić 2 z ugotowanych buraków.


niedziela, 15 grudnia 2013

Spiżarnia Starego Domu Zdrojowego

Otworzyłam dziś na śniadanie słoiczek smalcu z rydzami smażonymi na gęsinie, który w zeszłym tygodniu przyszedł do mnie z Wysowej Zdroju z zaprzyjaźnionego Starego Domu Zdrojowego, gdzie latem 2008 r. spędziłam cudowne wakacje. Wówczas właśnie urodził mi się synek i szukałam miejsca idealnego na spokojne wakacje z dwumiesięcznym dzieckiem. Już dokładnie nie pamiętam, jak znalazłam Stary Dom Zdrojowy. Jestem wzrokowcem i jak tylko mąż pokazał mi w internecie zdjęcia Domu, z miejsca się w nim zakochałam. Położona w sercu Beskidu Niskiego Wysowa, choć jest dość znanym uzdrowiskiem, to jednak zdaje się być miejscem na końcu świata. Gdyby nie piękny i zadbany Park Zdrojowy, byłaby to pewnie wieś jak tysiące innych w polskich górach. Nie ma tu wielu szlaków na górskie wędrówki (można wybrać się na Lackową - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego), za to w okolicy można znaleźć ukryte wśród traw mogiły żołnierzy poległych w czasie I wojny światowej, łemkowskie przydrożne kapliczki i kopuły dawnych cerkwi wyłaniające się spośród drzew. 
W otoczeniu parkowych drzew stoi Stary Dom Zdrojowy. Na piętrze kilka gustownie urządzonych pokoików, na dole restauracja i kawiarnia z przepysznymi ciastami. Kuchnia fantastyczna! Specjalnością są tu rydze. Stary Dom Zdrojowy od kilku lat co roku organizuje w ostatni weekend września imprezę kulinarną pod nazwą Święto Rydza. Pamiętam, że ostatniego dnia naszego pobytu w 2008 r. dostaliśmy obiad-niespodziankę, którego nie było w restauracyjnej karcie. Były to białe kiełbaski z rydzami. Gdy wyjeżdzaliśmy Pani Basia, właścicielka, wyposażyła nas na drogę w smażone na miejscu konfitury i domową sałatkę z buraczków. Sprzedaż przetworów przygotowywanych na miejscu dopiero się zaczynała i nie było jeszcze dużego wyboru. Gdy wróciłam do Wysowej zimą 2012 r. w restauracji stał już cały regał tych pyszności! Konfitury (np. grejfrutowo-cytrynowa z cynamonem), smalec, sałatki, pikle... Obecnie słoiczki ze Zdrojowej Spiżarni można kupić nawet w Warszawie w sklepie Klasyka Smaku przy ul. Świętojańskiej 7. Polecam spróbować, bo naprawdę warto!
A o tym, jak wszystko się zaczęło można przeczytać w jednym z wielu prasowych artykułów poświęconych Staremu Domowi Zdrojowemu i Świętu Rydza:
http://tygodnik.onet.pl/zmysly/czekajac-na-krola/sqhvt

Wysowa 2008 r. - obiad na tarasie restauracji Starego Domu Zdrojowego

Wysowa 2008 r - białe kiełbaski z rydzami

Wysowa 2012 r - Zdrojowa Spiżarnia

Wysowa 2012 r - Zdrojowa Spiżarnia

Wysowa 2012 r - Zdrojowa Spiżarnia

Wysowa 2012 r - Zdrojowa Spiżarnia

niedziela, 8 grudnia 2013

Fasolka po bretońsku

Wczoraj ugotowałam za dużo fasoli do barszczu ukraińskiego i pomyślałam, że z tego, co zostało zrobię fasolkę po bretońsku, której już bardzo dawno nie jedliśmy. Nie wiem jaki jest dokładnie rodowód tej potrawy, ale zdaje się, że jest rdzennie polska. Na pewno nie znają jej w Bretanii, podobnie jak w Bawarii nie pija się bawarki. Fasolkę po bretońsku jada się chyba we wszystkich regionach naszego kraju, jest popularnym daniem barowym i można ją kupić w rozmaitych wersjach jako danie gotowe (w puszkach i słoikach). Domowa jest jednak najlepsza. Ja oprócz boczku dodaję do fasoli także kiełbasę - dziś miałam wyjątkowo dobrą, wiejską, więc i fasolka wyszła bardzo smaczna.

Składniki:

1 kg fasoli jaś (ja miałam jasia karłowego)
250 g wędzonego boczku
250 g kiełbasy
1 kg pomidorów (o tej porze roku pomidory są niezbyt smaczne, więc można zastąpić je przecierem)
2 cebule
1 liść laurowy
4 ząbki czosnku
majeranek
cząber
szczypta ostrej papryki w proszku
sól
pieprz
olej do smażenia

Fasolę zalać wodą i moczyć przez noc, następnie odcedzić, ponownie zlać wodą i ugotować do miękkości. Odcedzić pozostawiając na dnie trochę wody. Boczek pokroić w kostkę, kiełbasę w plasterki i usmażyć je na patelni. Dodać do fasoli wraz z wytopionym tłuszczem. Cebulę obrać, drobno pokroić, zeszklić na oleju i dodać do fasoli (wraz z olejem). Pomidory sparzyć, obrać ze skórki, pokroić i dusić z dodatkiem liścia laurowego aż się rozpadną. Dodać do fasoli, dodać jeszcze czosnek przeciśnięty przez praskę, wszystko wymieszać, doprawić do smaku cząbrem, majerankiem, papryką oraz solą i pieprzem i dusić razem jeszcze przez chwilę.


sobota, 7 grudnia 2013

Barszcz ukraiński

Powiało chłodem i od razu zatęskniłam za gęstą, pożywną zupą. Z zimą najbardziej kojarzą mi się kapuśniak i fasolowa, ale również barszcz, bo przecież niedługo święta i w wielu domach (także w moim) na wigilijnym stole pojawi się barszcz postny. Dziś natomiast postanowiłam zrobić barszcz ukraiński - taki zimowy, z dużą ilością warzyw i fasoli. Lubię, gdy w tego typu zupie oprócz zwykłej fasoli typu jaś, znajduje się także fasolka szparagowa. O tej porze roku świeża jest niestety tylko z importu (hiszpańska).

Składniki:

1/2 kg mięsa na rosół (szponder, łata, pręga)
2 marchewki
2 pietruszki
4 ziarenka ziela angielskiego
4 ziarenka czarnego pieprzu
1 liść laurowy
150 g kapusty włoskiej
4-5 ziemniaków
2 buraki
100 g fasoli jaś karłowy
150 ml kwasu buraczanego
100 g fasolki szparagowej
100 ml śmietany
sól
pieprz

Fasolę zalać wodą i moczyć przez noc, następnie odcedzić, ponownie zlać wodą i ugotować do miękkości. Buraki obrać i ugotować.
Mięso wraz z obraną marchewką i piertuszką zalać 1,5-2 l zimnej wody (tak, by woda przykryła mięso). Gotować początkowo na dużym ogniu, a gdy zacznie wrzeć, zmniejszyć płomień i dalej powoli gotować. W międzyczasie zebrać szumowiny i dodać przyprawy. Gdy mięso i warzywa zmiękną, wyjąć je i przecedzić wywar. Do zupy dodać obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki, fasolkę szparafową oraz pokrojoną kapustę. Gotować do momentu aż warzywa będą miękkie, wówczas dodać wyjętą wcześniej marchewkę i pietruszkę pokrojone w plasterki, buraki pokrojone w kostkę i fasolę. Wlać kwas buraczany i doprawić do smaku solą i pieprzem. Na końcu dodać śmietanę.

środa, 4 grudnia 2013

Szpajza cytrynowa

W tym roku u mnie Barbórka na słodko. Długo zastanawiałam się, jaki śląski deser przygotować z okazji dziesiejszego Święta Górników. Od chłopaka mojej siostry, który pochodzi z Katowic dostałam przepisy jego Mamy na moczkę oraz na makówki. Moczka jest deserem typowo świątecznym, więc postanowiłam zostawić ją na Wigilię, makówki też pewnie kiedyś zrobię, jednak przypomniałam sobie o jeszcze jednym typowo śląskim deserze - szpajzie. Po raz pierwszy jadłam ją kilka lat temu na prawdziwym śląskim weselu. Szpajzę robi się z surowych jajek, więc pewnie ciężko byłoby znaleźć ją w menu jakiejś restauracji. Pozostaje przygotowanie jej w domu. Nie miałam żadnego sprawdzonego przepisu, dlatego postanowiłam sięgniąć do książki Hanny Szymanderskiej "Kuchnia Polska. Potrawy regionalne" wydanej kilka lat temu przez Świat Książki (obecnie można kupić nowe wydanie, w nieco zmienionej szacie graficznej). Hanna Szymanderska jest moim guru, jeśli chodzi o kuchnie regionalne. Zdobywa oryginalne przepisy od wiejskich gospodyń, jeździ po festynach kulinarnych po całej Polsce, dzięki czemu jej przepisy są prawdziwe i sprawdzone. Ze szpajzą zmierzyłam się po raz pierwszy w życiu i nie do końca mi wyszła, ponieważ masa z żółtek oddzieliła mi się od piany z białek. Deser jest jednak oryginalny, bardzo smaczny i wart spróbowania. Najpopularniejsza jest szpajza cytrynowa, ale występuje także w innych smakach np. czekoladowa lub mieszana, wówczas warstwami przekłada się kremy o różnych smakach. Ja przygotowałam tę najbardziej klasyczną - cytrynową. 

Składniki:

4 jajka
otarta skórka i sok z jednej dużej cytryny
mała cytryna
1 łyżeczka białego wina
8-10 łyżeczek cukru
2 łyżeczki żelatyny
1/4 szklanki przegotowanej wody
4 łyżki bitej śmietany

Małą cytrynę wyszorować, sparzyć i obrać z żółtej skórki. Skórkę pokroić w cienkie opaski, sparzyć, odsączyć na sitku, włożyć do miseczki i zalać winem. Żelatynę przygotować zgodnie z przepisem na opakowaniu. Żółtka utrzeć z cukrem do białości, wlać sok z cytryny i dodać otartą skórkę z cytryny. Wymieszać. Ubitą na sztywno pianę z białek połączyć z żółtkami delikatnie mieszając i w czasie mieszania wlać przestudzoną żelatynę (uwaga! krem szybko tężeje). Gotowy krem rozlać do małych salaterek lub kieliszków, udekorować bitą śmietaną, plasterkami cytryny i skórką cytrynową (ja udekorowałam kandyzowanymi czereśniami).






wtorek, 3 grudnia 2013

Pieczeń à la Orloff według Pascala

Bardzo podoba mi się aktualna kampania reklamowa Lidla opierająca się na rywalizacji dwóch znanych szefów kuchni. Mój mąż zawsze gdy robi zakupy w Lidlu, przynosi mi broszurki z przepisami Pascala i Okrasy. Chyba bardziej podobają mi się te autorstwa Pascala, ale przyznam się szczerze, że choć zbieram te przepisy i bardzo się cieszę, że zostały zebrane w formie książki kucharskiej (książka nie uwzględnia jednak wszystkich przepisów, które drukowane były co tydzień w broszurkach), to jednak dotąd żadnego nie wypróbowałam! Aż wstyd, bo przecież kampania się już kończy. W związku z tym wczoraj zrobiłam pieczeń à la Orloff z jednej z najnowszych receptur Pascala (nie ma jej we wspomnianej książce). Choć na moim zdjęciu nie wygląda tak apetycznie jak w broszurce i na stronie internetowej Lidla (przepis dostępny jest tutaj: http://kuchnialidla.pl/product/pieczen-a-la-orloff), ale jest na prawdę pyszna! Poniżej oryginalny przepis ze strony sklepu. Moim zdaniem jednak sosu soubise jest za dużo i w zupełności wystarczyłaby połowa. Ponadto nieco dłużej piekłam schab (ok. 45 min.).

Składniki:

ok. 1 kg schabu wieprzowego
5-6 plastrów sera ementaler (każdy o grubości 0,5 cm)
5-6 plastrów boczku w plastrach
niewielka ilość oliwy z oliwek
1 pęczek pietruszki

Sos soubise:

2-3 łyżki oleju rzepakowego
1/2 kg pieczarek, umytych i pokrojonych w półtalarki
2 cebule, drobno posiekane
2 szczypty gałki muszkatołowej
50 g sera ementaler
sól
pieprz

2 łyżki oleju rzepakowego rozgrzać na patelni. Na rozgrzaną patelnię wrzucić pokrojone pieczarki, sól, drobno posiekaną cebulę, podsmażyć energicznie mieszając. Pieczarki z cebulą przekłożyć do miseczki i zalać przygotowanym sosem beszamelowym, całość wymieszać. Dodać starty ser ementaler, wymieszać. Posypać do smaku gałką muszkatołową oraz minimalną ilością soli.

Sos beszamelowy:

50 g masła
50 g przesianej mąki
500 ml mleka
sól
pieprz

50 g masła rozpuścić w garnku, dodać 50 g mąki i mieszamy. Smażamć mniej więcej 2 minuty, następnie dodać zimne mleko i energicznie wymieszać. Poczekać, aż zacznie się lekko gotować i dodać niewielką ilość soli i pieprzu.

Schab bez skóry doprawić solą i pieprzem, a następnie usmażyć z obu stron na niewielkiej ilości rozgrzanej oliwy. Wysmażone mięso wyłożyć na kratkę z piekarnika, by tłuszcz mógł spływać na blachę, a mięso wystygnąć. Ostygnięty schab głęboko naciąć (jakbyśmy chcieli pokroić w plastry), posmarować w środku przygotowanym sosem beszamelowym, a w nacięcia wkłożyć plasterki sera. Plasterki boczku złożyć na pół i włożyć w nacięcia pomiędzy serem a mięsem. Dwiema długimi wykałaczkami przebić mięso wzdłuż na wylot i umieścić ponownie na kratce z piekarnika. Schab włożyć do piekarnika rozgrzanego do 200°C (bez termoobiegu – 220°C) na 10 minut. Na dno naczynia żaroodpornego wyłożyć sos i wyjęty z piekarnika schab. Na schab wyłożyć ponownie sos. Całość włożyć do rozgrzanego do 200°C piekarnika na mniej więcej 15-20 minut (by sos zarumienił się i zrobiła się skorupka). Zapiec. Pietruszkę drobno posiekać i posypać nią wyciągnięty z piekarnika schab.

niedziela, 24 listopada 2013

Kotlety z niespodzianką

Na dzisiejszy obiad planowałam zrobić zwyczajne kotlety mielone, ale kiedy zajrzałam do lodówki, zobaczyłam kilka pieczarek i pora. Na farsz do tarty to za mało, ale przecież można z tego zrobić nadzienie do kotletów! Lubię wszelkiego rodzaju nadziewane mięso, ale zazwyczaj są to różne rolady. Tym razem postawnowiłam duszone warzywa owinąć mięsem mielonym - trochę na wzór bałkańskiej pljeskavicy, gdzie duszoną cebulkę (niekiedy także paprykę i ser jak w przypadku pljeskavicy gurmańskiej) często - choć nie jest to regułą - właśnie zawija się w mięso, a nie jak w przypadku naszych mielonych dodaje do mięsnej masy. Do wykonania takiego farszu nadają się różne warzywa, ja zrobiłam go z tego, co było pod ręką, czyli z pieczarek i pora.

Składniki:

1 kg mielonego mięsa 
1 por
6-8 pieczarek
1 łyżka musztardy
1 jajko
2 łyżki bułki tartej
sól
pieprz
gałka muszkatołowa
cząber
1 łyżka masła do duszenia 
oliwa do smażenia

Pora umyć i pokroić w półplasterki. Pieczarki umyć i pokroić w drobną kostkę, następnie udusić warzywa na maśle. Doprawić gałką muszkatołową, solą i pieprzem i zostawić do wystygnięcia. Do mięsa dodać jajko, bułkę tartą, musztardę oraz do smaku sól, pieprz i cząber. Z masy mięsnej uformować płaskie koltety. Na środku położyć farsz i zawinąć tak, aby farsz nie wydostał się na zewnątrz w czasie smażenia. Usmażyć na oliwie.

sobota, 23 listopada 2013

Sałatka z brokułem i awokado

Specjalistką od sałatek w naszej rodzinie od zawsze była moja ciocia. To właśnie u niej po razy pierwszy, jeszcze w czasach komuny, jadłam inną sałatkę niż nasza tradycyjna warzywna, która wówczas była właściwie jedyną goszczącą na polskich stołach. Przepis na dzisiejszą sałatkę, znaleziony przez ciocię lata temu w jakiejś gazecie, jest ponoć autorstwa Marka Niedźwieckiego. Postanowiłam go nieco odkurzyć, ponieważ niedawno jadłam tę sałatkę u cioci i na nowo mnie zachwyciła. Poza tym jest idealna na tę porę roku, bowiem dwa z jej skałdników - awokado i brokuł - są bogate w witaminę A, której nasza skóra tak bardzo potrzebuje do ochrony przed jesiennym chłodem. 

Składniki:

1 brokuł
2 dojrzałe owoce awokado
1 puszka czerwonej fasoli
1 pęczek dymki
1 pomidor
2 łyżki majonezu
1 łyżeczka pikantnego sosu sambal oelek

Brokuł ugotować al dente, ostudzić i podzielić na różyczki. Awokado obrać ze skórki i pokroić w sporą kostkę. Fasolę odsączyć i opłukać. Dymkę posiekać. Z pomidora usunąć pestki i pokroić w kostkę. Wszystkie składniki delikatnie wymieszać. Majonez wymieszać z sosem sambal i dodać do sałatki. Całość można udekorować pokrojonym jajkiem na twardo.


poniedziałek, 18 listopada 2013

Pasty kanapkowe

W pracy, na drugie śniadanie, staram się nie jeść pieczywa, tylko coś lżejszego np. sałatki ze świeżych warzyw lub owoce. Latem nie stanowi to problemu, natomiasty gdy przychodzi jesień i zima, organizm potrzebuje nieco bardziej pożywnych dań. Lubię wówczas faszerowane jajka czy awokado, a także nóżki w galarecie robione przez moją mamę. Już widzę miny moich koleżanek z pokoju, gdy to przeczytają! Na pewno usłyszę coś w stylu: "zaraz, zaraz, a te gotowe pasty???". Niestety prawdą jest, że czasami kupuję także gotowe pasty na kanapki, które uwielbiam. To mój zły nawyk i postanowiłam z nim walczyć. Postanowiłam zacząć sama robić pasty! Namówił mnie do tego mój mąż. Kiedyś już prezentowałam na blogu włoskie pasty z wątróbki i oliwek. Niestety są one dość pracochłonne. Dziś polecam coś znacznie prostszego.

Pasta z wędzonej ryby

Zdecydowanie najbardziej lubię pasty rybne i pierwsza, jaką zrobiłam, to była właśnie pasta z wędzonej makreli. A przepis znalazła gdzieś jedna ze wspomnianych koleżanek z pokoju!

Składniki:

1 wędzona makrela (ok. 250 g)
1 cebula
1 czerwona papryka
50 g miękkiego masła
2 łyżki musztardy
sok z połówki cytryny
sól
pieprz

Rybę dokładnie obrać z ości i rozgnieść widelcem. Cebulę obrać i posiekać. Paprykę umyć i pokroić w bardzo drobną kostkę. Dodać warzywa do ryby. Masło wymieszać z musztardą, sokiem z cytryny oraz solą i pieprzem. Dodać sos do ryby i warzyw i dokładnie wszystko wymieszać. 


Pasta z żółtego sera

Druga z past, to jedno z najpiękniejszych wspomnień z mojego liceum. W szkolnym bufecie sprzedawane były kanapki. Uwielbiałam tę z żółtym serem, bo to nie była taka zwykła kanapka z plasterkiem sera. Na sałacie rozsmarowana była pasta z tartego żółtego sera z ogórkiem kiszonym i majonezem. Teraz po latach postanowiłam odtworzyć tamten smak, którego nie zapomnę chyba do końca życia.

Składniki:

250 g żółtego sera
2 ogórki kiszone
1 łyżka majonezu
sól
pieprz

Ser zetrzeć na tarce na dużych oczkach. Ogórek drobno pokroić. Dodać majonez, sól i pieprz i całość wymieszać. Podawać koniecznie na sałacie.


niedziela, 17 listopada 2013

Żurawinówka

Specjalistą od nalewek jest w naszym domu mój mąż. Upodobał sobie szczególnie żurawinę. Robi z niej fantastyczną żurawinówkę oraz nieco bardziej aromatyczny kordiał. Nic tak nie rozgrzewa w długie zimne wieczory jesienne i zimowe niż domowa nalewka z kawałkiem świeżo upieczonego, jeszcze ciepłego, ciasta. Żurawinówka ma piękny rubinowy kolor i niezwykły aromat, a co najważniejsze ta domowa wykonana jest wyłącznie z naturalnych składników, bez barwników i konserwantów. 

Składniki:

1 kg świeżej żurawiny
1 l spirytusu 95%
0,8 kg cukru
0,4 l wody

Owoce żurawiny opłukać, odsączyć i osuszyć, następnie zamrozić. Rozmrozić je po 1-2 dniach i wsypać do dużego słoika. Zalać spirytusem wymieszanym z wodą. Odstawić w ciepłe miejsce na dwa tygodnie. Po upływie tego czasu zlać nalew, a owoce zmielić lub zmiksować i mocno wycisnąć, np. przez gazę. W wyciśniętym soku rozpuścić cukier, następnie połączyć z nalewem i odstawić na przynajmniej cztery tygodnie. Nalewka dość szybko się klaruje i przegryza.


wtorek, 12 listopada 2013

Aromatyczne ciasto dyniowe

Dynia jest bardzo uniwersalnym warzywem. Nadaje się na zupy, do sosów warzywnych, placków, marynowania oraz wypieków. Można przechowywać ją dość długo, ale tylko do momentu aż się ją rozkroi. Potem trzeba szybko zużyć całą lub schować do lodówki, co w przypadku trzydziestokilogramowego warzywa jest prawie niewykonalne. Zatem dziś trzecie i chyba już ostatnie w tym sezione moje danie z dynią - tym razem na słodko.

Składniki:

ok. ¾ - 1 kg dyni
100 g migdałów (płatki)
2 jajka
½ szklanki miodu
2 szklanki mąki
¾ szklanki oleju
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki mielonego cynamonu
1 łyżeczka mielonego imbiru
25 ml rumu

Dynię zetrzeć na drobnej tarce. Dodać jajka, miód i wymieszać. Powoli dodawać mąkę i olej cały czas mieszając. Na końcu dodać proszek do pieczenia, cynamon, imbir, rum i startą dynię, w dalszym ciągu mieszając. Masę przelać do tortownicy nasmarowanej tłuszczem i posypanej bułką tartą. Piec ok. 1 godz. w temperaturze 180 stopni. 


Do ciasta idealnie pasują domowe nalewki - tu żurawinówka mojego męża, o której następnym razem...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Gęsina z jesiennymi warzywami

Dziś obchodzimy nie tylko Święto Niepodległości, ale także dzień Świętego Marcina czczony niegdyś zgodnie ze staropolską tradycją uroczystym rodzinnym obiadem, którego głównym daniem była gęś. W listopadzie bowiem kończył się okres tuczu tego ptactwa. Od kilku lat w Polsce próbuje się przywrócić ten zwyczaj, czego jestem ogromną zwolenniczką. Serwis gastronauci.pl zachęca do odwiedzania w listopadzie restauracji w całej Polsce serwujących właśnie gęsinę. Ciekawostką jest, że w tym miesiącu znalazła się ona nawet w menu kolejowego Warsu! Ja w tym roku polecam gęś z kolorowymi jesiennymi warzywami, wśród których koniecznie musi znaleźć się także dynia.

Składniki:

gęś w całości lub w kawałkach
½ kg dyni
2 podłużne papryki
6-8 szalotek
1 słoiczek suszonych pomidorów w oleju 
5 ząbków czosnku
sól
pieprz
majeranek
słodka papryka w proszku
cząber
szczypta szafranu

Gęsinę umyć i osuszyć. Natrzeć solą, pieprzem i majerankiem i odłożyć na noc do lodówki. Nazajutrz przełożyć gęś do brytfanny, podlać wodą i piec w temperaturze 180-200 stopni ok. 2-3 godz. w zależności od wagi, polewając od czasu do czasu sosem z pieczenia.

Warzywa umyć. Dynię obrać i pokroić w kostkę. Z papryki usunąć gniazda nasienne i pokroić w talarki. Szalotki i czosnek obrać i pokroić w plasterki. Na patelni rozgrzać olej będący zalewą do suszonych pomidorów. Podsmażyć na nim szalotki i czosnek wraz z szafrenem. Następnie dodać paprykę i podlać niewielką ilością wody.  Gdy papryka będzie już miękka dodać dynię i pomidory (w całości lub pokrojone). Smażyć jeszcze ok. 5 min. do momentu aż dynia zmięknie, ale się nie rozpadnie. Doprawić do smaku solą, pieprzem oraz słodką papryką i cząbrem.

Gęś podawać z opiekanymi ziemniakami i sosem warzywnym.

niedziela, 10 listopada 2013

Placuszki dyniowe à la kolokithokeftedes

Kiedy moi synkowie zaczęli jeść przecierane zupki warzywne, tata mojej przyjaciółki zaczął dawać nam co roku dynię z własnej działkowej uprawy. Chłopcy uwielbiali te zupki, a dynię dostajemy do dziś. Jest to najbardziej jesienne warzywo jakie znam. Tegoroczna stoi już w naszej kuchni od jakiegoś czasu, więc postanowiłam wreszcie coś z niej zrobić. W tym roku zrezygnowałam z zupy dyniowej, bowiem dzieciaki nie bardzo ją lubią (smaki z wiekiem się zmieniają) na rzecz sosów warzywnych, placków oraz wypieków. 
Znam mnóstwo przepisów na rozmaite placki dyniowe, ale tym razem postanowiłam przygotować coś na wzór greckich placuszków kolokithokeftedes, które tradycyjnie robi się z cukinii z fetą i dodatkiem mięty. Miętę zastąpiłam imbirem i gałką muszkatołową bardziej pasującymi do dyni.

Składniki:
Placuszki z dodatkiem sosów mojo z Wysp Kanaryjskich

1 kg dyni
200 g sera feta
2 jajka
200 g mąki pszennej
3-4 ząbki czosnku
½ pęczka natki pietruszki
mielony imbir
mielona gałka muszkatołowa
oliwa do smażenia

Dynię zetrzeć na tarce na dużych oczkach. Dodać pokruszony ser feta, jajka, mąkę, czosnek przeciśnięty przez praskę, posiekaną natkę pietruszki i doprawić całość do smaku imbirem i gałką muszkatołową. Nie należy żałować przypraw, bowiem dynia sama w sobie ma mało wyrazisty smak. Smażyć na oliwie na złoty kolor jak placki ziemniaczane kładąc łyżką ciasto na rozgrzany tłuszcz.

Placki można jeść bez dodatków lub z rozmaitymi sosami. 

Mojemu mężowi placuszki niestety nie przypadły do gustu, podobnie jak dyniowa szarlotka, którą robiłam w ubiegłym roku, ale on nie jest amatorem dyni. Moim zdaniem są bardzo smaczne. Lekko słodki smak dyni idealnie komponuje się z aromatycznymi przyprawami. 

sobota, 2 listopada 2013

Bałkańskie roladki z kurczaka z fetą

Znalazłam w lodówce opakowanie fety, któremu kilka dni temu skończył się termin przydatności do spożycia. Bardzo nie lubię wyrzucać jedzenia, ale na szczęście po otwarciu okazało się, że ser jest jeszcze zupełnie dobry, więc postanowiłam wykorzystać go do dzisiejszego obiadu. W pierwszym momencie pomyślałam o sałatce greckiej, jednak przecież całkiem niedawno robiłam bardzo podobną sałatkę szopską. W Polsce utrało się, że feta jest w zasadzie serem sałatkowym i je się ją prawie wyłącznie na zimno. Tymczasem sery solankowe świetnie nadają się także jako farsze do warzyw, pierogów, naleśników czy mięsa. Niedawno pisałam o paprykach faszerowanych, które jadłam w Bułgarii. Jeden z rodzajów miał nadzienie właśnie z bułgarskiego sera sirene, który jest w typie fety, z dodatkiem świeżych pomidorów. W ubiegłym tygodniu byłam w restauracji bałkańskiej i tam z kolei jadłam baraninę faszerowaną fetą. Postanowiłam zrobić coś tym stylu. Miałam w domu piersi z kurczka, pomyśłam więc o roladach z nadzieniem z fety. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania!

Składniki:

4 filety z kurczaka
200 g fety
6-8 suszonych pomidorów w oleju
8 plasterków wędzonego boczku
oregano
pieprz
oliwa do smażenia

Filety rozbić i posypać pieprzem. Fetę rozdrobnić widelcem, dodać drobno pokrojone pomidory. Farsz doprawić oregano. Gdyby był zbyt suchy, można dodać odrobinę zalewy olejowej z pomidorów. Farsz ułożyć na filetach i zawinąć. Następnie każdą roladę owinąć jeszcze plastrami boczku. Usmażyć.

Roladki można podawać z rozmaitymi sosami. Idealnie pasuje grecki sos tzatziki oraz papryka duszona w czerwonym winie. Przepis na sos paprykowy dostałam od kuzynki mojego męża, Małgosi.


Tzatziki:

150 ml jogurtu naturalnego
½ zielonego ogórka
2 ząbki czosnku
sól
pieprz

Ogórek umyć, obrać i zetrzeć na tarce na dużych oczkach. Dodać jogurt, czosnek przeciśnięty przez praskę oraz do smaku sól i pieprz. Całość wymieszać.

Sos paprykowy:

1 czerwona papryka
½ szklanki czerwonego wytrawnego wina
2 ząbki czosnku
sól
pieprz
1 łyżka masła

Paprykę umyć i pokroić w drobną kostkę. Masło rozpuścić na patelni, dodać paprykę i chwilę smażyć. Zmniejszyć płomień, podlać czerwonym winem i dusić pod przykryciem do miękkości. Gdy papryka zmięknie dodać czosnek przeciśnięty przez praskę oraz do smaku sól i pieprz. Pozostawić bez przykrycia do momentu aż wino całkiem odparuje. Ostudzić przed podaniem.

Smacznego!

poniedziałek, 28 października 2013

Sałatka szopska

Sałatka szopska to dla mnie kolejne wspomnienie wakacji. Zajadaliśmy się nią latem w Bułgarii. Jest jedną z najpopularniejszych potraw kuchni tego kraju. Zazwyczaj na myśl o kuchni bułgarskiej, pamięć od razu podpowiada właśnie tę sałatkę. Tymczasem okazuje się, że jest ona znana na całych szeroko rozumianych Bałkanach. Moja przyjaciółka była niedawno w Macedonii i przywiozła mi stamtąd książkę z przepisami na macedońskie przysmaki ("Makedonski stol", red. Anastas S. Odžaklieski, wyd. Matica Makedonaca u Hrvatskoj, Zagreb 2009). Jakże byłam zdziwiona, gdy znalazłam tam znane mi z Bułgarii potrawy m.in. właśnie sałatkę szopską i tarator, czyli ogórkowy chłodnik.
Sałatkę szopską próbuję robić w Polsce odkąd po raz pierwszy spróbowałam ją w Bułagarii ponad dwa lata temu. I za każdym razem dochodzę do wniosku, że się nie da! Po pierwsze dlatego, że bułagarskie pomidory mają zupełnie inny smak (dla mnie po prostu zwyczajnie smakują pomidorami), a po drugie dlatego, że na Bałkanach (czy to w Bułgarii, czy w Macedonii) używa się zupełnie innego gatunku papryki, o czym już pisałam przy okazji papryki faszerowanej. Tam najczęściej jest to zielona lub żólta papryka o stożkowatym kształcie. Niemniej jednak postanowiłam jeszcze raz zmierzyć się z tą sałatką - tym razem z przepisem macedońskim.

Składniki:

2-3 cebule (użyłam czerwonej)
2-3 papryki (użyłam najpopularniejszej w Polsce czerwonej papryki)
1 długi ogórek
1-2 pomidory (malinowe najbardziej przypomniają bałkańskie)
sól
pieprz
oliwa
ocet winny
250 g owczego sera solankowego (bułgarskiego sirene lub oryginalnej fety - polskie zamienniki robione są z mleka krowiego)

Cebulę pokroić w plasterki, a resztę warzyw w kostkę (w Bułgarii często paprykę do sałatki szopskiej smaży się, ale w wielu restauracjach podaje się także surową). Polać sporą ilością oliwy, skropić octem winnym, doprawić solą i pieprzem i wszystko wymieszać. Posypać startym serem. Całość można ozdobić oliwkami, aczkolwiek nigdy nie są one podstawowym składnikiem sałatki szopskiej. Nie jest to do końca to, co jadłam w Bułgarii, ale doskonale nadaje się zarówno na lżejszy obiad, jak i na przystawkę w czasie przyjęć.


niedziela, 27 października 2013

Ciorba de perisoare - rumuńska zupa z klopsikami

Z tegorocznej wakacyjnej podróży do Rumunii przywiozłam książkę kucharską "Romanian Cookery" (red. Ioana Maria Radovici, wyd. House of Guides PG, 2012) z przepisami na najpopularniejsze potrawy tego kraju. Kupiłam ją w sklepiku z pamiątkami w siedmiogrodzkim zamku Bran. Uważam, że sprzedaż książek o tematyce kulinarnej w języku angielskim dla turystów to doskonały pomysł na promocję regionu. W Polsce niestety nie widziałam nigdzie takich publikacji poświęconych naszym rodzimym tradycjom kulinarnym. Ba, u nas jest nawet ciężko kupić książki poświęcone lokalnym kuchniom w języku polskim. Wydają je samorządy jako materiały promocyjne, często nie przeznaczone do powszechnej sprzedaży i dla zwykłego zjadacza chleba są one nieosiągalne. Mam kilka takich książeczek. Tym bardziej cieszę się, że udało mi się kupić tę rumuńską. Na jej podstawie robiłam już pyszne kiełbaski mici, tym razem wypróbowałam przepis na jedną z tradycyjnych rumuńskich zup. Ciorba de perisoare to rodzaj kwaśnej zupy jarzynowej, którą serwuje się z klopsikami.

Składniki:

400 g cielęciny z kością (goleń, żeberka)
300 g cielęciny do mielenia (łopatka)
2 łyżki ryżu
1 jajko
1 marchewka
1 pasternak (ewentualnie może być pietruszka)
1 cebula
1 papryka
1 duży pomidor
1 cytryna
1 filiżanka siekanej natki lubczyku
1 filiżanka siekanej natki pietruszki
1 filiżanka siekanego koperku
sól
pieprz
bułka tarta

Cielęcinę umyć. Mięso z kością zalać wodą, dodać drobno pokrojoną cebulę i gotować ok. godzinę. Łopatkę cielęcą zmielić, dodać ugotowany ryż, jajko, bułkę tartą oraz połowę porcji natki i koperku. Doprawić solą i pieprzem, wymieszać wszystkie składniki i uformować niewielkie klopsiki. Po godzinie wyjąć mięso z zupy i wrzucić do niej klopsiki. Marchewkę i pasternak lub pietruszkę zetrzeć na tarce na dużych oczkach, paprykę i pomidora pokroić w niewielką kostkę i wszystkie warzywa dodać do zupy. Gotować na małym ogniu jeszcze ok. 30-40 min., następnie zakwasić zupę sokiem wyciśniętym z cytryny. W oryginalnym przepisie do zakwaszenia zupy należy wykorzystać barszcz (w angielskim tekście wheat borsh, czyli coś w rodzaju naszego barszczu białego czy żurku). Nie byłam jednak pewna, czy polski barszcz biały będzie odpowiedni, więc pomyszkowałam trochę po rumuńskich blogach kulinarnych, gdzie znalazłam wiele przepisów na tę zupę i również wiele możliwości na jej zakwaszenie - oprócz barszczu także właśnie sok z cytryny oraz np. ocet morelowy. Moim zdaniem sok z cytryny jest idealny. Na końcu do zupy należy dodać pozostałą cześć natki pietruszki i koperku oraz lubczyk. Doprawić solą i pieprzem i gotowe!

Zupa jest pyszna i bardzo pożywna. Idealna na nadchodzące jesienne chłody.

sobota, 19 października 2013

Awokado z krewetkami i sosem z armagnac'u

Podobno prognozy na tegoroczną jesień i zimę wskazują na szybkie nadejście chłodu i siarczyste mrozy. Zapobiegawczo zaczęłam już jeść awokado, które zawiera dużo witaminy A pomagającej uchronić skórę przed pękaniem na mrozie. Najbardziej lubię faszerowane awokado, o czym już kiedyś pisałam na blogu i poniższy przepis właściwie już był, jednak tym razem zamiast majonezu użyłam specjalnego francuskiego sosu o nazwie Cocktail na bazie armagnac'u polecanego do krewetek i awokado. Latem dostałam go od koleżanki, która na stałe mieszka we Francji. Sam sos mnie nie zachwycił, jednak w połączeniu z awokado ma naprawdę oryginalny smak. Produkuje go firma Benedicta, która w swej ofercie ma także znakomity sos Bearnaise. W Polsce oba sosy można kupić w Delikatesach Francuskich Filip (Warszawa, ul. Ryżowa 84/86, sklep internetowy: www.delikatesyfilip.pl). Bardzo lubię ten sklep, bo nie tylko ma bogatą ofertę oryginalnych produktów francuskich, ale i bardzo przychylnie nastawionego do klientów właściciela. Kiedyś potrzebowałam jeden z sosów właściwie natychmiast, a akurat w sklepie była inwentaryzacja. Mój mąż zadzwonił tam i pan powiedział, że jak przyjedzie, to otworzy sklep specjalnie dla niego i sprzeda mu sos. Niewielu jest tak życzliwych sprzedawców! 

Poniżej dla przypomnienia przepis na awokado z krewetkami i tym razem z sosem Cocktail.

Składniki na 6 porcji:

3 dojrzałe owoce awokado
25 dag krewetek koktajlowych
½ pęczka natki pietruszki
1 ząbek czosnku
1 łyżka sosu Cocktail
sól
pieprz
sok z cytryny lub limonki

Awokado przekroić na połówki, wyjąć pestkę i delikatnie wydrążyć łyżką miąższ, tak aby nie uszkodzić skórki. Miąższ należy wybrać w miarę dokładnie, ponieważ skórka nie będzie już służyła do jedzenia, a jedynie do podawania potrawy. Miąższ przełożyć do miski i ugnieść na papkę. Do rozgniecionego miąższu dodać krewetki oraz drobno posiekaną natkę pietruszki. Doprawić czosnkiem przeciśniętym przez praskę oraz solą i pieprzem. Dodać sos i wymieszać wszystkie składniki. Przełożyć do wydrążonych skórek. Przed podaniem skropić sokiem z cytryny lub limonki.


poniedziałek, 14 października 2013

Z surowej czekolady


Gdy na dworze coraz chłodniej i przez okno zaglądają jesienne mgły, warto mieć pod ręką coś słodkiego na poprawę często depresyjnego o tej porze roku nastroju. Nic tak nie działa na dobry humor jak czekolada, która powoduje wydzielanie endorfin zwanych potocznie hormonami szczęścia. Ostatnio w moje ręcę trafiły oryginalne słodycze o nazwie Cocoa wytwarzane z surowej czekolady. Przyznam szczerze, że wcześniej o takiej nie słyszałam. Przyrządza się ją z nieprażonych ziaren szlachetnego peruwiańskiego gatunku kakaowca o nazwie Criollo. Produkcją tych niezwykłych słodyczy zajmuje się mała polska firma SuroViotal. Właściciele sami sprowadzają potrzebne surowce bezpośrednio z ekologicznych upraw z Ameryce Południowej i Azji. Również sami opracowali technologię produkcji, która odbywa się w niewielkiej manufakturze. W ofercie znajduje się klasyczna gorzka czekolada oraz czekolady z egzotycznymi owocami: morwą, wiśnią acai czy jagodami goji. Zakład produkuje także rozmaite owoce i orzechy we wspomnianej surowej czekoladzie oraz surowe kakao. Wszystkie produkty mają eleganckie opakowania, których nie powstydziłyby się zagraniczne ekskluzywne marki i do tego niewygórowane ceny, wyższe jednak niż czekolady znanych polskich firm. Warto jednak spróbować tych oryginalnych i doskonałych gatunkowo słodkości, ponieważ wszystkie zachwycają smakiem a surowa czekolada jest praktycznie nieznana w Polsce. Ja zostałam jej fanką!

Więcej informacji o słodyczach i technologii produkcji na stronie: www.rawcocoa.pl


niedziela, 13 października 2013

Krewetki w maślanym sosie

U nas jesień zadomowiła się już na dobre, a moja siostra wygrzewa się na Wyspach Kanaryjskich. Trochę jej zazdroszcząc zaprosiłam moją przyjciółkę na wino przywiezione z Bułgarii i obiad w wakacyjnym klimacie. Danie główne było rodem z Rumunii, za to na ciepłą przystawkę postanowiłam zrobić coś, co wbrew szarudze za oknem przeniosłoby nas na ciepłą plażę. Idealnie nadają się do tego owoce morza. Zdecydowałam się na krewetki w bardzo prostym sosie maślanym. Wyszły fantastycznie i idealnie komponowały się z bułgarskim winem Cycle z trackiej winiarni Braci Minkov (niestety nie widziałam go w Polsce).

Składniki:

½ kg dużych krewetek
4-5 ząbków czosnku
½ pęczka natki pietruszki
½ kostki masła
sól
pieprz

Krewetki oczyścić i osuszyć. Na patelni rozpuścić masło i chwilę smażyć na nim krewetki (do momentu aż zmienią kolor i zrobią się różowe). Dodać pokrojony w plasterki czosnek oraz posiekaną natkę. Doprawić do smaku solą i pieprzem i jeszcze chwilę smażyć. Podawać ze świeżą bagietką - jest idealna do zjedzenia resztek sosu maślanego, który jest na prawdę pyszny.



sobota, 28 września 2013

Szczupak po góralsku

Ryby bardziej kojarzą się z pobytem nad morzem czy jeziorem niż z górami. Jedynym właściwie gatunkiem powszechnie występującym w lokalach gastronomicznych w górskich miejscowościach jest pstrąg serwowany na mnóstwo sposobów - od smażonego czy gotowanego w jarzynach, aż po rozmaite wariacje smakowe. A przecież w górskich rzekach (z Dunajcem na czele) oraz dość licznych na południu Polski zbiornikach retencyjnych występuje dużo więcej gatunków ryb m.in. lipienie, okonie, klenie, ukleje i jeszcze kilka innych (być może serwują je smażalnie znajdujące się przy sztucznych jeziorach - niestety w żadnej z nich nigdy nie byłam). Pojawiają się tam także szczupaki. Dlaczego więc nie przygotować właśnie tej ryby z wykorzytaniem typowo góralskich dodatków kulinarnych? 
Szczupak ma białe, zwarte mięso - smaczne, ale niezbyt wyraziste, dlatego najlepiej smakuje z rozmaitymi dodatkami. Do moich ulubionych należy szczupak po polsku (z duszonymi warzywami). Mój mąż wpadł ostatnio na pomysł, aby smażoną rybę posypać... tartym oscypkiem oraz suszoną żurawiną! Rodzice przywieźli nam spory zapas tych serów z niedawnego pobytu w Zakopanem. Danie jest proste, a niezwykle oryginalne. Rybę należy wyczyścić, a po umyciu najlepiej osuszyć ręcznikiem papierowym (tak aby podczas smażenia tłuszcz nie pryskał dokoła patelni), po czym posolić, popierzyć i usmażyć na średnio gorącej patelni. Oscypek zetrzeć na tarce i pod koniec smażenia posypać nim rybę. Na wierzch każdego kawałka ryby położyć po kilka owoców suszonej żurawiny. Smażyć jeszcze chwilę pod przykryciem, aż ser się roztopi. Podawać z opiekamymi ziemniakami. Przyznam, że po raz pierwszy jadłam rybę z oscypkiem. Być może jakaś regionalna restauracja na południu Polski serwuje taką potrawę, dziwię się jednak, że nie jest to powszechne zestawienie, bowiem smakuje wyśmienicie i jest bardzo góralskie!


poniedziałek, 23 września 2013

Duszone grzyby

Z sobotniego grzybobrania przywiozłam koszyk grzybów - głównie maślaki, ale znalazł się i prawdziwek, kilka koźlaków, podgrzybki, opieńki i kurki. To idealny zestaw do duszenia. Duszone grzyby są najlepsze, kiedy są mieszane. Niestety danie jest pracochłonne, bowiem wszystkie grzyby trzeba dokładnie oczyścić, sprawdzić, czy nie są robaczywe, a z maślaków zdjąć skórkę (strasznie brudzą się przy tym ręce!) i dopiero wtedy pokroić. Nstępnie należy na patelni podsmażyć na maśle cebulę (1 cebula na ok. 80 dag-1kg grzybów), dołożyć pokrojone grzyby i jeszcze chwilę smażyć, następnie podlać niewielką ilością wody, dodać kilka ziaren pieprzu, ziela angielskigo oraz liść laurowy i dusić ok. 30 min. pod przykryciem. Na końcu doprawić jeszcze do smaku solą i pieprzem, dodać śmietanę i doprowadzić całość do wrzenia. Podawać z ziemniakami lub pieczywem.  



To najlepsze danie na powitanie jesieni! Niestety odnoszę wrażenie, że u Polaków zanika zwyczaj zbierania grzybów. Wśród moich znajomych kultywują go tylko osoby z pokolenia moich rodziców. Młodzi ludzie jeśli przyrządzają potrawy z leśnymi grzybami, to raczej je kupują (najczęściej kurki). Tymczasem wyprawa na grzybobranie poza samym zbieraniem leśnego runa będącego jednym z najsmaczniejszych dodatków do potraw, to także doskonały test na spostrzegawczość, trochę gimnastyki i kilka godzin na świeżym powietrzu, a przecież jesienią mamy raczej mało ruchu. Ja staram się co roku przynajmniej raz wybrać się do lasu razem z moimi synkami, żeby zaszczepić w nich tę zbieracką pasję. Na razie sprawia im to dużą frajdę i choć są potem bardzo zmęczeni, to jednak wygrywa satysfakcja z samodzielnie znalezionych grzybów. 

niedziela, 22 września 2013

Rumuńskie kiełbaski mici

Deszczowy tydzień spowodował wysyp grzybów w lasach, dlatego wczoraj wybraliśmy się na rodzinne grzybobranie. W lesie zebraliśmy cały koszyk grzybów, a potem na działce rozpaliliśmy pierwsze tegoroczne jesienne ognisko: była zupa fasolowa z kociołka oraz mięsa z naszego ogrodowego barbecue. Przygotowałam mici, czyli aromatyczne kiełbaski z mielonego mięsa, którymi zajadaliśmy się w Rumunii - z przepisu z książki kucharskiej, którą tam kupiłam. Wyszły fantastycznie i na pewno będę je robić cześciej - z ogniska i na grillu.

Składniki:

1,2 kg mieszanego mięsa mielonego (baranina, wołowina, wieprzowina)
2 łyżki soli
1 łyżka mielonego czarnego pieprzu
1/2 łyżki kminu rzymskiego
1 łyżka suszongo tymianku
10-12 ząbków czosnku
1/4 szklanki bulionu wołowego

Do mięsa dodać przyprawy (kmin należy wcześniej zgnieść w moździerzu), czosnek przeciśnięty przez praskę oraz bulion. Wymieszać wszystkie składniki i wstawić do lodówki na co najmniej godzinę, a optymalnie na noc. Następnie uformować kiełbaski o długości ok. 10-12 cm. Piec na bardzo gorącym grillu lub barbecue.





niedziela, 15 września 2013

Papryka faszerowana

Dziś drugie urodziny bloga, ale w tym roku zamiast ciasta coś sezonowego, bo przecież teraz jest najlepsza pora na potrawy z papryki. Dla mnie to także wspomnienie wakacji, bowiem papryka faszerowana to jedno z narodowych dań zarówno w Bułgarii, jak i w Rumunii. W Bułgarii serwowana jest na różne sposoby: najczęściej z mielonym mięsem i ryżem, ale jadłam także przyrządzoną na sposób bałkański, czyli faszerowaną solankowym serem sirene z pomidorami, w dodatku panierowaną! Była pyszna. 

Papryka faszerowana mięsem i ryżem
Panierowana papryka faszerowana serem sirene i pomidorami
Panierowana papryka faszerowana - przekrojona i polana sosem na bazie kisiełego mliaka

Bułgarskie i bałkańskie papryki używane do faszerowania są nieco inne niż polskie - najczęściej żółte lub zielone, podłużne, o stożkowatym kształcie i cieńszej skórce. Z kolei w Rumunii, zwłaszcza w Siedmiogrodzie, gdzie dużo jest wpływów kuchni węgierskiej, podaje się ten sam gatunek papryki faszerowanej mięsem co w Polsce. Uwielbiam każdą!

Składniki:

4 papryki
ok. 500 g mielonego mięsa (najlepiej wieprzowego)
1 cebula
100 g ryżu
1 jajko
1 łyżeczka cząbru (nada potrawie bardziej "bułgarski" aromat)
sól
pieprz
1 szklanka bulionu
2 łyżki przecieru pomidorowego
1 łyżka masła

Papryki umyć, odciąć górną część z łodyżką (nie wyrzucać!) i opróżnić z gniazd nasiennych. Ryż ugotować. Cebulę obrać, drobno posiakać i podsmażyć na maśle. Dodać do mięsa i wymieszać wraz z jajkiem i ryżem. Doprawić do smaku solą, pieprzem i cząbrem. Przygotowany farsz włożyć do papryk, poukładać je w naczyniu żaroodpornym, przykryć odciętymi częściami, podlać całość bulionem wymieszanym z przecierem pomidorowym i piec 40 min. w piekarniku w temperaturze 180 stopni.


wtorek, 10 września 2013

Placki ziemniaczane z sosem pieczarkowym

Moje dzieci wróciły po wakacjach do przedszkola i nie chcą jeść obiadów w domu! Wieczorem z kolei dopada je wilczy apetyt. Postanowiłam więc, że zacznę im robić ciepłe obiadokolacje. Na pierwszy ogień - placki ziemniaczane, których już bardzo dawno nie jedliśmy. Do wyboru: z cukrem, śmietaną, solą lub sosem pieczarkowym. Maluchy wybrały placki bez dodatków. Ja najbardziej lubię z wszelkimi sosami. Dziś zamarzył mi się jesienny sos grzybowy, ale nie byłam jeszcze w tym roku na grzybobraniu (nie licząc wczesnoletniego wypadu na kurki), więc musiały wystarczyć pieczarki.

Składniki:

5 dużych ziemniaków
1 cebula
5 łyżek mąki ziemniaczanej
2 jajka
sól
pieprz
olej do smażenia

Sos:

30-40 dag pieczarek
1 cebula
150 ml kwaśnej śmietany
2 łyżki masła
sól
pieprz

Ziemniaki obrać, umyć i zetrzeć na drobnej tarce. Cebulę obrać i również zetrzeć. Dodać do ziemniaków, następnie do masy dodać mąkę i jajka oraz doprawić całość solą i pieprzem. Na patelni rozgrzać tłuszcz i usmażyć na nim placki z obu stron na złoty kolor. Z podanej ilości składników powinno wyjść 10-12 placków.

Rozgrzać masło na patelni. Cebulę obrać i pokroić w półplasterki, następnie podsmażyć na maśle. Pieczarki umyć i pokroić. Dodać do cebuli i smażyć razem, aż zmiękną. Na końcu doprawić solą i pieprzem i dodać śmietanę. 

Placki położyć na talerzach i polać sosem. Można dodatkowo posypać startym serem (żółtym lub typu roquefort).

sobota, 7 września 2013

Dorsz w sosie włoskim

Czarnomorskie ryby były pyszne, ale po powrocie do domu, zatęskniliśmy za rybą dużo nam bliższą, czyli za doszem, którego uwielbiają nasze dzieci. A ponieważ dalej oglądamy "Makłowicza w podróży", toteż mój mąż na wczorajszy piątkowy obiad przygotował dorsza w sosie włoskim z jednego z odcinków poświęconych... Walii! Danie jest bardzo proste do wykonania, a smak fantastyczny. Dorsz rozpływa się w ustach, natomiast sos nie jest dominujący, co sprawia, ze całość jest bardzo lekka. Akurat na ostatnie ciepłe dni lata!

Składniki:

4 filety z dorsza
12 pomidorków koktajlowych
3 łyżki oliwy
200 ml białego wina
kilka igiełek rozmarynu
2 ząbki czosnku
sól
pieprz

Oliwę rozgrzać na patelni. Posoloną i oprószoną pieprzem rybę podsmażyć z jednej strony. Dorzucić pokrojony w plasterki czosnek i rozmaryn. Następnie wrzucić na patelnię całe pomidorki, dusić ok. 2 minut. Ostrożnie przewrócić rybę na drugą stronę, dolać wino, dusić ok. 5-6 minut, do odparowania płynu o połowę. Rybę wyłożyć na talerz, polać sosem, ułożyć pomidorki i podawać.


poniedziałek, 2 września 2013

Dary Morza Czarnego

Morze Czarne nie jest żadną potęgą w dziedzinie rybołóstwa. Ryby i owoce morza nie są poławiane przemysłowo, a jedynie na potrzeby przemysłu spożywczego leżących nad nim krajów. Dlatego jestem mile zaskoczona dużym wyborem lokalnych ryb w bułgarskich nadmorskich restauracjach. Od razu nasuwa mi się porównanie z nadbałtyckimi lokalami gastronomicznymi. W polskich smażalniach i restauracjach dostępne są właściwie tylko dorsz i flądra, w niektórych jeszcze turbot i halibut, choć wcale nie jestem pewna, czy jest to halibut bałtycki czy raczej atlantycki. Powszechna za to jest np. panga. W Bułgarii jadłam co najmniej sześć gatunków miejscowych ryb, a pangi nie widziałam w żadnej restauracji! Nie ma też odpowiednika polskich smażalni. Nigdzie nie serwuje się ryb na papierowych tackach i z plastikowymi sztućcami. Ryby zazwyczaj pieczone są na ruszcie. Jedynie maleńkie цаца (caca), czyli szprotki traktowane jako przekąska do piwa, smaży się w głębokim tłuszczu. Zupełnie nie znane są ryby wędzone, natomiast można spotkać suszone, jednak nie są one bardzo popularne.

цаца - szprotki
Ryby suszące się na jednym z sozopolskich domów
Oprócz ryb w Morzu Czarnym poławia się także małże oraz drapieżne ślimaki rapana, których mięso jest jadalne. Ślimaków niestety nie udało mi się znaleźć w menu żadnej z restauracji. Małże natomiast podawane są w bardzo rozmaitych postaciach. Najbardziej smakowały mi gotowane wraz z muszlami z dodatkiem czosnku i odrobiny soku z cytryny.

Małże gotowane wraz z muszlami z dodatkiem czosnku i cytryny
Małże po sozopolsku (w sosie z duszonych warzyw)
Małże w sosie czosnkowo-koperkowym
Z ryb najpopularniejsze to лаврак (lavrak), czyli okoń morski oraz makrela. Gdy dwa lata temu byłam pierwszy raz w Bułgarii, po raz pierwszy w życiu jadłam makrelę (po bułgarsku скумрия) w innej postaci niż wędzona i wówczas byłam przekonana, że to ryba importowana. Jakże byłam zaskoczona, gdy okazało się, że jest jak najbardziej czarnomorska! W tym roku skosztowałam jeszcze dwóch gatunków ryb okoniokształtnych o nazwach лефер (lufar, tasergal) i чернокоп oraz gatunku leszcza, który po bułgarsku nazywa się ципура (cipura). Jednak moją ulubioną bezapelacyjnie pozostaje długa, cienka belona (зарган) o pysznym białym mięsie i zielonych ościach. Poprzednim razem byłam nad Morzem Czarnym w czerwcu, więc w restauracjach serwowano niewielkie rybki z tego gatunku, natomiast teraz, by zmieściła się na talerzu, musiała zostać pocięta na mniejsze kawałki. Belona występuje także w Bałtyku, jednak nie widziałam jej w menu żadnej z polskich smażalni. Gdy jednak dziś przeczesywałam internet w poszukiwaniu tłumaczeń bułgarskich nazw ryb znalazłam kilka nadbałtyckich restauracji, które ją serwują, co bardzo mnie cieszy, bo to jedna z najlepszych ryb jakie jadłam.

лаврак - okoń morski
скумрия - makrela
лефер - lufar
чернокоп
ципура
зарган - belona
зарган - belona