środa, 20 sierpnia 2014

Jak smakują góry?

W czasie ostatniego przedłużonego weekendu wędrowałam po szlakach Beskidu Żywieckiego. Górskie wyprawy nie sprzyjają niestety racjonalnemu odżywianiu. W plecaku chleb i puszki: pasztet, paprykarz szczeciński i mielonka, a także zupki w proszku na wszelki wypadek, choć zazwyczaj nie są potrzebne, bo przecież w prawie każdym schronisku można kupić ciepły posiłek, w szczególności zupę (chyba że schronisko nie posiada ani prądu, ani wody bieżącej jak Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej w Bieszczadach). W Beskidach królowały pomidorowa, kwaśnica i żurek. Oczywiście wybrałam kwaśnicę jako namiastkę tamtejszej kuchni regionalnej. W tym samym czasie w Żywcu odbywał się nawet festyn pod nazwą "Święto Kwaśnicy". 

Kwaśnica (Krawców Wierch)
Nocowaliśmy w bacówce na Krawowym Wierchu, w której nia ma prądu. Niewątpliwą zaletą takiego stanu rzeczy jest to, że posiłki zawsze są świeże. Przeważały dania barowe jak bigos czy fasolka po bretońsku, ale można było zamówić także coś bardziej wykwintnego, np. gulasz z ziemniakami i surówką lub jajko sadzone również z ziemniakami i surówką, a także upiec kiełbasę w kominku lub na ognisku (trzeba mieć swoją). Zresztą podobne menu było także w niedalekim schronisku na Rysiance. Na śniadanie na Krawcowym Wierchu była jajecznica, ale można było też kupić płatki na mleku, więc może i to odżywianie na szlaku wcale nie musi być takie nieracjonalne. Gdy w 2005 roku przeszliśmy z plecakami cały Beskid Żywiecki, w bazie namiotowej na Przełęczy Głuchaczki spotkaliśmy rodzinę z dwójką dzieci w wieku szkolnym, która niosła ze sobą i płatki, i mleko, by codziennie rano zjeść normalnie śniadanie.

Fasolka po bretońsku i bigos (Krawców Wierch)
Chleb ze smalcem i ogórkami kiszonymi (Krawców Wierch)
Gulasz z ziemniakami i surówką (Krawców Wierch)
Bigos (Rysianka)
Kilka lat temu, gdy gospodarzem na Krawcowym Wierchu był Szymon, specjalnością bacówki były purisy z czatnejem bananowo-jabłkowym. To nepalskie placki z mąki pszenno-kukurydzianej. Czatnej, czyli sos, choć owocowy, wcale nie był słodki. Dodatek przyprawy curry nadawał mu pikantności i bardzo charakterystycznego smaku. Do dziś go pamiętam. Teraz hitem są racuchy - mogą być z jagodami na ciepło (tegorocznymi, zbieranymi w okolicznych lasach), z dżemem, powidłami lub "czyste". Te ostatnie najbardziej upodobali sobie moi mali synkowie. Posypywali je cukrem i jedli je zarówno na śniadanie, jak i na kolację. Mi oczywiście przypadły do gustu te z jagodami - znów jakaś namiastka miejscowych specjałów.

Purisy z czatnejem bananowo-jabłkowym (Krawców Wierch, sierpień 2005 r.)
Racuchy z jagodami (Krawców Wierch)
Racuchy z cukrem (Krawców Wierch)
Zawsze w schroniskach najbardziej lubiłam ciasta, szczególnie szarlotkę. Niestety nie było jej ani na Krawcowym Wierchu, ani na Rysiance. Rysianka oferowała jedynie ciasto drożdżowe z borówkami (jagodami). Pamiętam do dziś jak kilka lat temu wybraliśmy się z Zakopanego na spacer do Doliny Kościeliskiej. Gdy dotarliśmy na Halę Ornak w całym schronisku unosił się zapach szarlotki. Niestety dopiero się piekła. Gdy już mieliśmy schodzić z powrotem do Zakopnego, zobaczyłam, że jakaś dziewczyna wychodzi przed budynek schroniska z talerzykiem z szarlotką. Wzięłam sobie na wynos na tekturowej tacce i jeszcze gorącą jadłam po drodze. Była rewelacyjna i tak jak Beskidy mają dla mnie smak purisów i racuchów, tak Tatry już zawsze będą miały smak parującej, gorącej szarlotki.

Ciasto drożdżowe z borówkami (Rysianka)
Szarlotka (Hala Ornak, wrzesień 2009 r.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz