Kotlet schabowy uchodzi za typowo polskie danie. Zwłaszcza z ziemniakami i zasmażaną kapustą. Kojarzy mi się jednak zwłaszcza z zimową porą. Może dlatego, że zasmażaną kapustę robi się zazwyczaj wtedy, kiedy mniej jest świeżych warzyw i kiedy organizm zaczyna potrzebować bardziej kalorycznych potraw na chłodniejsze dni. Jest to też obiad, który bardzo kojarzy mi się z dzieciństwem. Moja mama przygotowywała najczęściej klasyczne obiady, zaś jej schabowe były grube, ale jednocześnie miękkie i soczyste. Sama ostatnio rzadko smażę kotlety schabowe, a dziś postanowiłam przygotować je trochę inaczej, według receptury, której nauczył mnie mąż. Dziś sam już nie wie, skąd zna ten przepis. To kotlety po kowalsku, czyli doskonała propozycja dla wszystkich, którym znudziły się klasyczne schabowe.
Bazą dla tego dania są tradycyjne kotlety schabowe. Ja mięso nacieram solą, pieprzem i majerankiem i dopiero obtaczam w jajku i bułce tartej. Gdy kotlety będą się smażyć, na oddzielnej patelni należy podsmażyć pokrojoną w kostkę cebulę i gdy będzie miękka i rumiana położyć ją na kotlety (pod koniec ich smażenia). Na cebulę nakładamy jeszcze po łyżeczce majonezu i keczupu i wszystko posypujemy tartym żółtym serem. Smażymy jeszcze chwilę pod przykryciem, aby ser się roztopił i podajemy np. z frytkami lub opiekanymi ziemniakami. W internecie można znaleźć różne inne warianty kotletów po kowalsku - z dodatkiem szynki, pieczarek czy curry. Ponieważ nie znam rodowodu tej potrawy, trudno mi powiedzieć, który przepis jest najbardziej zbliżony do oryginału. Kotlety mojego męża smakują wszystkim, nawet naszym rodzicom, których nie zawsze łatwo jest przekonać do kulinarnych nowinek.
Oj, chyba faktycznie idzie ochłodzenie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz