Tegoroczny Tłusty Czwartek spędziłam w malowniczej górskiej Krynicy. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie ma tu pączkowego szaleństwa, jakie co roku obserwuję w Warszawie. Żadnych sezonowych stoisk z samymi pączkami (może dlatego, że dziś przez cały dzień sypał bardzo gęsty śnieg i nawet na stokach ratraki ledwo dawały sobie z nim radę) i tylko nieliczne cukiernie czy restauracje zachęcały dodatkowymi reklamami do spędzenia tego dnia u nich. W cukierni w centrum handlowym (filia cukierni z Nowego Targu) umiarkowana kolejka, ale chyba więcej osób kupowało chrust,czyli faworki niż pączki, które po pierwsze nie były pierwszej jakości, a po drugie tylko w jednej wersji smakowej - z różą, podczas gdy w tygodniu można je kupić w kilku smakach. Postanowiliśmy też spróbować pączków w jednej z bardziej znanych i cieszących się uznaniem krynickich kawiarni. I tu znowu moje zdziwienie. W kawiarni zajęte wszystkie stoliki, ale wśród konsumentów ani jednego amatora pączków! Kawiarniany dzień jak co dzień. Większość osób jadła zwyczaje desery: lody, galaretki, ciasta. Ja mimo wszystko zdecydowałam się na pączka, ale podobnie jak ten z centrum handlowego nie był najlepszy. Jeśli chodzi o pączki jestem bardzo wymagająca i ciężko sprostać moim oczekiwaniom, a już zwłaszcza w Tłusty Czwartek, kiedy pączki zazwyczaj są gorszej jakości niż w pozostałe dni roku. W Krynicy życie płynęło dziś normalnym uzdrowiskowo-narciarskim rytmem, więc brak dobrych pączków chyba nikomu tu nie przeszkadzał.
Dzwoniła do mnie z Warszawy siostra. Do mojej ulubionej Pracowni Cukierniczej przy Górczewskiej stała dziś trzy i pół godziny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz