A. Bourdain "Świat od kuchni. W poszukiwaniu posiłku doskonałego", wyd. Carta Blanca, Warszawa 2011 |
W tym roku znalazłam pod choinką dwie nowe książki kucharskie. Na pewno w najbliższym czasie przetestuję kilka znalezionych w nich przepisów, a rezultaty oczywiście opiszę na blogu. Dziś jednak chciałam opowiedzieć o książce, którą skończyłam czytać krótko przed Świętami. Nosi tytuł "Świat od kuchni. W poszukiwaniu posiłku doskonałego". Autorem jest amerykański restaurator i prezenter programu kulinarnego Anthony Bourdain. Kręcąc program kulinarny jeździł po świecie próbując w różnych miejscach najdziwniejszych i najsmaczniejszych lokalnych specjałów. Brał udział w świniobiciu w Portugalii, odwiedził hodowlę ostryg we Francji (z pochodzenia jest Francuzem), pił wódkę z Rosjanami, gotował w San Sebastian, kosztował egzotycznej kuchni Wietnamu, Kambodży, Maroka i Meksyku. Odwiedził także jedną z najznakomitszych restauracji w USA znajdującą się w San Francisco i prowadzoną przez jednego z najlepszych amerykańskich szefów kuchni. Książka napisana jest dowcipnie, a opisy potraw powodują, że cieknie ślinka i człowiek ma ochotę natychmiast spróbować wszystkiego tego, co jadł autor.
W książce jest też przytoczona anegdota krążąca wśród szefów kuchni. Pytają siebie nawzajem jaki byłby ostatni posiłek, o który poprosiliby, gdyby zaraz potem czekała ich egzekucja na krześle elektrycznym. Odpowiedzi często są zaskakujące. Przy okazji sama zaczęłam się zastanawiać, o co ja bym poprosiła i jednocześnie, czy mi udało się już znaleźć idealny posiłek. Nie podróżuję w egzotyczne miejsca, więc smaków szukałam w polskiej kuchni. Wybór był trudny, a wynik zaskoczył mnie samą. Na pewno do posiłków idealnych zaliczyłabym wigilijną zupę grzybową, którą gotuje mój teść i którą jem tylko raz w roku jednocześnie cały rok na nią czekając, wołowinę w smardzach mojej mamy, krewetki w restauracji "Kuźnia Smaku", raki przygotowane na moje zamówienie w "Restauracji Polskiej Przy Trakcie". Jednak najcieplej wspominam bigos, który lata temu jadłam w schronisku na Klimczoku. Myślę, że był to bardzo przeciętny bigos, natomiast po kilku godzinach marszu po beskidzkich szlakach w zimny listopadowy dzień ten bigos był błogosławieństwem dla podniebienia. I będę tak o nim myśleć pewnie do końca życia.
Wigilijna zupa grzybowa |
Raki - "Restauracja Polska Przy Trakcie" |
Natomiast najbardziej niecodzienną potrawą, jakiej próbowałam było chyba mięso czapli. Jadam rozmaitą dziczyznę, jednak czaplę jadłam tylko raz w życiu. Zdarzyło mi się być na weselu w myśliwskim stylu i jednym z serwowanych tam dań była właśnie czapla. Delikatne białe mięso nie przypominało smakiem mięsa drobiu, a raczej delikatny schab.
Książkę polecam wszystkim łakomczuchom oraz wielbicielom odkrywania nowych smaków w trakcie dalekich podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz