środa, 31 grudnia 2014

Sałatka meksykańska

Odkąd mam małe dzieci, rzadko spędzamy Sylwestra poza domem. Częściej to do nas wpadają goście. Z doświadczenia wiem, że w czasie spotkań w kręgu przyjaciół czy znajomych, zwłaszcza tanecznych, najlepiej sprawdzają się proste przekąski, szczególnie sałatki. Im łatwiejsze do wykonania, tym lepsze, dlatego na dzisiejszy wieczór i noc proponuję sałatkę, na którą przepis przywiozłam kilka lat temu od kuzynki z drugiego końca Polski. Może nie jest najzdrowsza, bo praktycznie z samych półproduktów, ale robi się ją błyskawicznie, a składniki dostępne są w niemal każdym sklepie. Będzie idealna także w czasie karnawału.

Składniki:

1 puszka czerwonej fasoli
1 puszka kukurydzy
1 słoiczek cebulki marynowanej
3 duże ugotowane marchewki
5 ogórków konserwowych
1 por
2 łyżki majonezu
sól
pieprz

Fasolę odcedzić, opłukać i odstawić, by dobrze odciekła. Kukurydzę i cebulki dokładnie odcedzić. Ważne jest, aby wszystkie składniki, które mają zalewy były dobrze odcedzone, by sałatka potem nie była zbyt wilgotna. Marchewki, ogórki i pora pokroić na plasterki. Połączyć wszystkie składniki, doprawić do smaku solą i pieprzem, dodać majonez i wszystko dokładnie wymieszać.



Szampańskiej zabawy sylwestrowej i szczęśliwego Nowego Roku!

sobota, 27 grudnia 2014

Sałatka z pikantnym kurczakiem i sosem miodowo-musztardowym

W czasie tegorocznych Świąt byłam tylko gościem, więc nie zostały mi żadne resztki do dojadania przez kolejne dni. Na szczęście, bo i tak czuję się ciężka i przejedzona. Postanowiłam więc przygotować dziś coś lżejszego. Od razu przyszła mi na myśl sałatka, ale pierwotnie miała to być sałatka z kurczakiem marynowanym w harissie z przepisu Roberta Makłowicza z jednego z odcinków poświęconych... Holandii. Gdy jednak zajrzałam do puszki z harissą, która od jakiegoś czasu stała już otwarta w lodówce, okazało się, że nadaje się jedynie do śmietnika. W lodówce znalazłam natomiast kawałek korzenia imbiru i kilka papryczek chili, postanowiłam więc nie rezygnować z pikantnej wersji kurczaka do sałatki. Wykorzystałam także marynowaną dynię, bowiem dynia doskonale komponuje się z imbirem. Sałatka jest idealna jako dietetyczny posiłek po świątecznym obżarstwie. Dodatkowo kapsaicyna zawarta w papryczkach chili ma działanie przyspieszające przemianę materii.

Składniki na 2 porcje:

1 pierś z kurczaka
mix sałat
100 g dyni marynowanej
12 pomidorków koktajlowych

Marynata do kurczaka:

kawałek korzenia imbiru o długości ok. 2 cm
2 papryczki chili
3 łyżki oliwy (użyłam oliwy przywiezionej z tegorocznych wakacji na Thassos)
1 łyżeczka miodu (użyłam miodu piniowego, również z Thassos)
sól

Sos:

2 łyżki oliwy
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka ostrej musztardy
sól
pieprz

Kurczaka umyć, osuszyć i pokroić na kawałki. Imbir obrać i drobno posiekać. Papryczki umyć, oczyścić z gniazd nasiennych i również drobno posiekać. Oliwę wymieszać z miodem, dodać imbir i papryczkę oraz sól do smaku. Mięso zalać marynatą i odstawić do lodówki na co najmniej 1 godz. Następnie usmażyć na patelni wraz z marynatą.

Sałatę opłukać i poczekać aż wyschnie. Pomidorki umyć i przekroić na połówki. Dynię odsączyć z zalewy.

Przygotować sos: sok z cytryny wymieszać z musztardą i miodem, następnie dodać oliwę oraz sól i pieprz do smaku i całość wymieszać tak, by sos miał jednolitą konsystencję.

Na talerzu ułożyć sałatę, na niej pomidorki i kawałki dyni. Całość zalać sosem. Na wierzchu ułożyć ciepłe kawałki kurczaka i od razu podawać.







niedziela, 21 grudnia 2014

Wokół świątecznego stołu: marynowany śledź Leifa Mannerströma (glasmästarsill)

Gdy w ubiegłym roku zamówiłam sobie w zagranicznej księgarni książkę Leifa Mannerströma pt. "Śledź" ("Herring", wyd. Bokforlaget Arena, 2005), wiele osób uznało, że chyba jestem niespełna rozumu. No bo po co sprowadzać z zagranicy publikację, gdzie są tylko przepisy na potrawy ze śledzi! Dziś nie wyobrażam sobie swojej kuchni bez tej książki. A tym bardziej nie wyobrażam sobie Wigilii bez śledzia. Postanowiałam zatem sięgnąć po kolejny przepis szwedzkiego Szefa Kuchni - tym razem na jedną z jego marynat (w książce jest ich oczywiście kilka). Ta nosi nazwę glasmästarsill (w anglojęzycznym wydaniu, którym się posługuję to glassblower's herring, czyli w wolnym tłumaczeniu śledź dmuchacza szkła) i jest to jedna z tardycyjnych potraw szwedzkich, która według opisu zawartego w książce pojawia się na nordyckich stołach od niepamiętnych, ciężkich czasów, kiedy śledź i śledź bałtycki (to nie pomyłka, Leif Mannerström rozgranicza te dwa gatunki) były potrawą biedoty, a nie jak dziś - luksusem. Potrawa wyewoluowała prawdopodobnie z tradycji jedzenia solonych suszonych śledzi, czyli ze śledzi, które były po prostu solone i suszone, a nie namaczane w wodzie (solance).

Składniki:

2 solone śledzie
2 czerwone cebule
1 marchewka
2-3 cm korzenia chrzanu
12 ziaren białego pieprzu
12 ziaren ziela angielskiego
2-3 liście laurowe
6 goździków
1 łyżeczka ziaren żółtej gorczycy

Marynata:

100 ml octu (12%)
150 ml cukru
200 ml wody
(przy użyciu powszechnego w Polsce octu 10%, należy wziąć 120 ml octu i 180 ml wody)

Do serwowania:

młode kartofle
chrupkie pieczywo
ser z ziołami

Śledzie umyć i oczyścić, zostawiając kręgosłup. Moczyć w wodzie przez 12 godzin, w międzyczasie jednokrotnie zmieniając wodę. W tym samym czasie wymieszać w rondlu składniki na marynatę i zagotować. Zdjąć z ognia, poczekać aż wystygnie, po czym schłodzić (w czasie, kiedy śledź się moczy). 

Śledzia osuszyć ręcznikiem papierowym. Pokroić go na proste kawałki o szerokości 2 cm. Cebulę obrać i pokroić w cienkie kliny (skośnie cięte ósemki). Marchewkę i chrzan obrać, umyć i pokroić na skos. Wkładać na przemian śledzia, cebulę, marchew i przyprawy do wysokiego słoja z pokrywką. Zalać całość zimną marynatą i umieścić w zimnym miejscu (najlepiej w lodówce). Śledź będzie gotowy do spożycia po 2 dniach, ale najlepiej smakuje po 5-6 dniach.

Według Leifa Mannerströma należy serwować go z młodymi, gotowanymi ziemniakami z koprem, chrupkim chlebem, serem z ziołami oraz z akwawitą i kuflem dobrego lagera.



wtorek, 16 grudnia 2014

Wokół świątecznego stołu: wigilijna zupa grzybowa

Gdybym kiedykolwiek robiła ranking najlepszych potraw, jakie jadłam, ta zupa byłaby w ścisłej czołówce! Do mojego menu wprowadziła się wraz z moim mężem, a właściwie z jego tatą, który gotuje ją co roku na Wigilię. To rodzinny przepis pamiętający jeszcze czasy prababci mojego męża, Zuzi. W mojej rodzinie, choć od zawsze zbierało się i suszyło grzyby, nie gotowało się takiej zupy. Mama zazwyczaj przygotowywała barszcz postny z dodatkiem kilku suszonych grzybów. Dziś większość grzybów mrozimy, ale zapas suszonych też zawsze musi być w szafce, głównie właśnie do tej zupy, którą je się tylko raz w roku i być może to jest jej sekret. Za tym smakiem tęsknię potem przez cały rok.

Składniki:

2 szklanki suszonych grzybów (mieszanych, najlepiej borowików i podgrzybków)
1 mały seler (lub ½ dużego)
3 pietruszki
2 marchewki
3-4 cebule
4 ziarenka ziela angielskiego
4 ziarenka czarnego pieprzu
1 liść laurowy
1 łyżka masła
sól 
pieprz

Grzby zlać wodą i pozostawić na noc do namoczenia. Włoszczyznę obrać, umyć, zalać ok. 3 l wody, dodać ziarenka pieprzu, ziele angielskie oraz liść laurowy i gotować na niewielkim płomieniu. Gdy warzywa nieco zmiękną, dodać 2 obrane cebule (w całości) i dalej gotować do momentu, aż wszystkie warzywa będą całkiem miękkie (ok. 15 min.). Warzywa wyjąć, a wywar przecedzić. 

W oddzielnym garnku ugotować do miękkości grzyby w wodzie, w której się moczyły (gdyby wody było za mało dolać niewielką ilość). Grzyby wyjąć i pokroić w paski. Wywar z grzybów przecedzić przez gazę, aby nie było w nim piasku i kawałków poszycia, które mogły znaleźć się w nim wraz z grzybami. Pokrojone grzyby oraz przecedzony wywar dodać do wywaru warzywnego.

1-2 pozostałe cebule obrać i pokroić w drobną kostkę, następnie zeszklić na maśle. Dodać cebulę do zupy, doprawić do smaku solą i pieprzem i całość zagotować.

Zupę można podawać z łazankami, ale najlepsza jest sama, w filiżance, z dużą ilością grzybów.



piątek, 12 grudnia 2014

Wokół świątecznego stołu: karp w galarecie

Nie przepadam za karpiem, jednak nie wyobrażam sobie, żeby mogło go zabraknąć w czasie wigilijnej wieczerzy. Sporo moich znajomych kupuje na Wigilię łososia, który często w okresie przeświątecznym dostępny jest w promocyjnych cenach. Jednak to właśnie karp jest głęboko zakorzeniony w polskiej tradycji kulinarnej. Na ziemiach polskich hodowany był już w XIII w. - początkowo w zbiornikach przy młynach wodnych, a od XVI w. już w specjalnie zakładanych stawach rybnych*. Od stuleci gości też na wigilijnych stołach. W czasie wigilijnej wieczerzy w mojej rodzinie podawany jest karp smażony oraz karp w galarecie. Zdecydowanie wolę wersję w galarecie. Jest to też chyba ulubione świąteczne danie mojego teścia, który nauczył mnie przygotowywać je zgodnie z rodzinną recepturą.

Składniki:

1 karp
3 pietruszki
1 marchewka
½ selera
2 cebule
kilka ziaren pieprzu
sól
50 g żelatyny

Rybę oskrobać, oprawić i pokroić na dzwonka o szerokości ok. 3 cm, następnie każde przekroić na pół. Warzywa umyć i obrać, po czym włożyć do garnka wraz z łbem i ogonem z ryby, dodać ziarenka pieprzu i sól do smaku, zalać wodą (tak, by przykryła warzywa i rybę) i gotować. Gdy warzywa i ryba zmiękną, wyjąć je, a wywar przecedzić przez sitko z gazą i przelać do niskiego szerokiego garnka. Do lekko gotującego się wywaru wkładać wcześniej pokrojone czyste dzwonka karpia. Gotować powoli ok. 10 min. Po ugotowaniu rybę ułożyć na półmisku skórą do góry. Pomiędzy kawałki ryby można włożyć plasterki ugotowanej marchewki oraz połówki jajka na twardo. W szklance gorącego wywaru dokładnie rozpuścić 50 g żelatyny, dodać do pozostałego wywaru i całość dokładnie wymieszać. Przygotowanym wywarem zalać rybę na półmisku i odstawić do zastygnięcia galarety.


*Informacja za: M. Łebkowski "Najlepsze przepisy kuchni polskiej" (wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2002)

wtorek, 9 grudnia 2014

Węgierska zapiekanka ziemniaczana z jajkami i kiełbasą

Danie to po węgiersku nazywa się rakott krumpli, a przepis - jak większość receptur kuchni węgierskiej, których używam - pochodzi z książki "Na węgierskim stole" autorstwa Kláry Molnár i Tadeusza Olszańskiego (wyd. Studio Emka, Warszawa 2003). Idealnie nadaje się na szybki obiad lub poczęstunek, gdy do drzwi zapukają niespodziewani goście. Większość składników np. ziemniaki, jajka, masło, kiełbasę czy żółty ser prawie każdy zazwyczaj ma w domu. Przynajmniej ja je mam zawsze. Problemem może być śmietana w ilość potrzebnej do przygotowania zapiekanki, ale kupić ją przecież można w każdym osiedlowym sklepie, co zajmuje zwykle kilka minut.

Składniki:

1 kg ziemniaków
4 jajka
40 dag kiełbasy (najlepiej pikantnej)
5 dag masła do smarowania formy
2 szklanki śmietany
2 łyżki startego żółtego sera
2 łyżki bułki tartej
¼ kostki smalcu lub masła
sól
pieprz

Ziemniaki ugotować w mundurkach, następnie obrać i pokroić na plasterki. Jajka ugotować na twardo, obrać ze skorupek i również pokroić na plasterki. W wysmarowanym masłem naczyniu żaroodpornym ułożyć warstwami ziemniaki, jajka i kiełbasę posypując nieznacznie żółtym serem i polewając obficie śmietaną. Między warstwy wkładać plasterki smalcu lub masła i równomiernie solić. Ostatnią, górną warstwę, powinny stanowić ziemniaki posypane resztą sera, skropione tłuszczem i oprószone bułką tartą. Piec w piekarniku w temperaturze 200° C, najpierw ok. 20 min. pod przykryciem z folii aluminiowej, a potem już bez folii, aby wierzchnia warstwa przyrumieniła się na chrupiąco.

Kilka moich uwag: 4 jajka to moim zdaniem za mało. Zużyłam 6. Podobnie z żółtym serem. Optymalna ilość to 250 g. Wówczas nie trzeba już pomiędzy warstwy wkładać plasterków tłuszczu.




czwartek, 4 grudnia 2014

Wokół świątecznego stołu: moczka śląska

Grudzień... Czas pomyśleć o menu na tegoroczną Wigilię. Dziś Barbórka, święto górników, więc proponuję moczkę, czyli śląski przysmak wigilijny. Można ją przyrządzać dwojako - jako rodzaj zupy na wywarze z głowy karpia i włoszczyzny, z dodatkiem piernika i bakalii lub jako deser, wyłącznie na słodko. W śląskiej rodzinie chłopaka mojej siostry moczkę je się właśnie jako deser, a do wykonania używa się specjalnego piernika śląskiego, który pieczony jest tylko w okresie świątecznym. Nie mam pojęcia, czym różni się od zwykłego piernika, bowiem w Warszawie jest niedostępny, a Kubie nie udało się przywieźć mi go w zeszłym roku. Przywiózł mi za to przepis na moczkę od swojej mamy oraz słoik kompotu agrestowego będącego jednym z jej składników. Mam jeszcze kilka innych przepisów na tę potrawę m.in. autorstwa Hanny Szymanderskiej (wersja z głową karpia, ale za to ze zwykłym piernikiem) oraz z jakiejś gazety, gdzie występują pierniczki katarzynki. Bez skrupułów użyłam zatem zwykłego piernika. Moczki nie da się porównać do żadnej innej potrawy (no, może ciut do kompotu z suszonych owoców) i nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Fanką moczki nie zostanę, ale też nie mogę powiedzieć, że mi nie smakowała. Raz w roku z przyjemnością będę ją jadła.

Składniki:

1 piernik (najlepiej śląski) - ok. 60 dag
1 l kompotu z agrestu
1-2 kwaśne jabłka
20 dag suszonych śliwek
20 dag bakalii (rodzynki, mogdały, orzechy włoskie, suszone figi, suszone morele, kandyzowana skórka pomarańczowa itp.)
2 cieme piwa 
1/2 tabliczki gorzkiej czekolady
1/2 kostki masła
cukier
szczypta soli
1 cytryna

Piernik rozdrobnić i zalać piwem. Gdy zmięknie, dokładnie go rozgnieść - tak, by nie było grudek. Jabłka umyć, obrać i pokroić, dodać śliwki, zalać wodą, dodać cukier do smaku i ugotować kompot (jabłka powinny się rozgotować). Pod koniec gotowania wlać kompot z agrestu. Gdy się zagotuje dodać namoczony piernik i dalej gotować uważając, żeby się nie przypalił, następnie dodać bakalie (figi i morele pokroić na mniejsze kawałki), szczyptę soli, masło i czekoladę. Zagotować. Zakwasić sokiem z cytryny, gdyby deser był za mało kwaśny.

Moczka powinna być kwaskowa i mieć konsystencję papki. Można ją jeść na ciepło lub na zimno.