Co roku przekonuję się, że w Tłusty Czwartek nie można nigdzie kupić smacznych pączków. Cukiernie i supermarkety prześcigają się w ilości, nie zaś w jakości. A ludzie i tak przecież kupią, bo to Tłusty Czwartek. W tym roku powiedziałam: dość, nie kupuję niedobrych, nieświeżych pączków. Postanowiłam sama je zrobić (z pomocą sześcioletniego synka). W moim domu rodzinnym nie było tradycji smażenia pączków. Nawet moje babcie ich nie robiły, choć tata mówił mi, że pamięta z dzieciństwa jak jego mama smażyła pączki. Ja pamiętam tylko babcine faworki. Postanowiłam wykorzystać przedwojenny przepis (z książki M. Gałeckiej i H. Kulzowej "Kuchnia polska", wyd. IV, Warszawa 1934 r.), choć muszę przyznać, że przeraziła mnie ilość około 100 sztuk, na którą przewidziane są składniki. W mojej rodzinie nie zjadłoby się ich aż tyle - nawet w Tłusty Czwartek, więc zrobiłam z połowy. Okazało się, że pączki robi się tak łatwo i szybko, że właściwie jest bez różnicy, czy usmaży się 50 sztuk, czy 100. Potrzeba tylko bardzo dużo smalcu, bo szybko się przepala.
Składniki na 100 - 120 sztuk:
1 kg mąki
10 dag drożdży
1/2 l mleka
20 żółtek
20 dag cukru
25 dag masła
1/2 laski wanilii (rozgniecionej w moździerzu, ewentualnie cukier z prawdziwą wanilią)
1 kieliszek rumu
1/2 łyżeczki soli
75 dag smalcu do smażenia
15 dag mąki zaparzyć mlekiem, rozetrzeć dobrze, a gdy przestygnie, włożyć roztarte drożdże (z łyżką cukru), zrobić rozczyn, po wyrośnięciu wlać ubite żółtka, wsypać cukier, resztę mąki i dodatki. Po wyrobieniu wlać sklarowane masło i wyrabiać aż zacznie odchodzić od rąk. Gdy wyrośnie, część ciasta wyłożyć na posypaną mąką stolnicę, zrobić grubszy wałeczek, pokroić na kawałki, w środek wkładać marmoladę lub konfitury, zalepiać i kłaść na stolnicę lub na papier wysmarowany masłem. W garnku rozpuścić i mocno rozgrzać smalec (aby smalec się nie przypalał można włożyć kawałek surowego ziemniaka lub wlać kieliszek spirytusu), wkładać wyrośniete pączki, przykryć pokrywką, by rosły. Gdy zarumienią się, przewrócić na drugą stronę. Po usmażeniu wyjmować na bibułę, by obciekły z tłuszczu. Gorące posypać cukrem pudrem z wanilią lub polukrować.
Użyłam konfiturę różaną przywiezioną z wakacji w Bułgarii oraz malinową robioną przez moją ciocię z własnych malin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz